piątek, 27 grudnia 2013

Epilog

Przewróciłam się na lewy bok i natknęłam się na przeszkodę. Otworzyłam oczy i zobaczyłam wpatrującego się we mnie mężczyznę. Na jego ustach błąkał się czarujący uśmiech. Moje wargi momentalnie zadrżały i odpowiedziałam mu tym samym gestem. Blondwłosy mężczyzna bezceremonialnie przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje wargi. Równie mocno odwzajemniłam pocałunek.
Uwielbiałam budzić się każdego ranka przy jego boku. Codziennie czuł umięśnione ramię oplatające moją talię, widzieć ten piękny uśmiech i roziskrzone, stalowe oczy. Od tamtej pamiętnej rozmowy, podczas której wyznał, że mnie kocha, nie rozstawaliśmy się. On ciągle był przy mnie: nieważne czy jedliśmy wspólnie śniadanie, chodziliśmy do muzeum, teatru czy do Ministerstwa. Ważne było to, że nie potrafiliśmy się ze sobą rozstać na dłużej niż parę godzin.
Poczułam, jak Draco odsuwa się ode mnie, po to, aby odgarnąć z mojego czoła kosmyk włosów. Następnie złożył na moich ustach szybki pocałunek.
— Pora wstawać, Granger.
Tak, to się nie zmieniło do tej pory. Po tym jak wróciłam do swojego panieńskiego nazwiska, Draco bardzo rzadko zwracał się do mnie po imieniu. Nie to, że nie lubił tego robić. Uważał, że skoro przez całe swoje życie zwracał się do mnie w ten sposób, to nie powinien tego zmieniać.
— Jeszcze chwila, Malfoy.
I odwróciłam się do niego plecami. Westchnął cicho. Właśnie odbębnialiśmy nasz codzienny rytuał wstawania. Z tą różnicą, że od jakiegoś czasu towarzyszy nam jeszcze jedna osoba.
Poczułam jak dłoń Dracona przesuwa się wzdłuż mojej talii i zaczyna głaskać mój lekko zaokrąglony brzuch. Zachichotałam.
— Jesteś pewna, że chcesz jeszcze odwlekać nasz ślub? — wymruczał w moje włosy.
Kwestia ślubu nie została jeszcze między nami rozstrzygnięta. Po wydarzeniach sprzed roku, nie chcieliśmy się spieszyć. Uważaliśmy, że zbędny pośpiech popsuje nasze relacje. Jak widać zwlekanie ze ślubem wychodziło nam na dobre. Jednak kiedy za parę miesięcy na świat ma przyjść moje pierwsze dziecko… Nie, ono nie powinno o niczym decydować.
— Tak, jestem pewna.
— Nie przejmujesz się opinią ludzi?
Odwróciłam się w jego stronę, przez co dłoń Dracona spoczęła na moim pośladku.
— A wiesz, że nie?
Zaśmiał się.
Rzadko widziałam uśmiechniętego Dracona. Po tym, kiedy dowiedział się, że jego prawdziwa żona żyła, a nie umarła przed laty, Malfoy przechodził kryzys. Wiele tygodni zajęło mu dojście do siebie, zrozumienie faktu, że Carmen go oszukała i prawdopodobnie nigdy nie traktowała poważnie.
Jednak nie tylko on musiał pogodzić się ze zmianami w swoim życiu. Po odejściu Rona w pięć dni po naszej wizycie w Mungu, załamałam się. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego odszedł tak wspaniały człowiek, jakim niewątpliwie był mój pierwszy mąż. Nadal tęsknię za Ronem i czasami chciałabym, aby wszedł do salonu, usiadł w fotelu i wziął gazetę do rąk. Ale doskonale wiem, że tak się po prostu nie stanie.
— Zresztą Draco, nie zrobiłeś tego jak należy.
Uśmiech na jego ustach poszerzył się.
— A więc chcesz kwiatki, klękanie i pierścionek z wielkim brylantem?
— Brylant mógłbyś sobie oszczędzić, ale o resztę poproszę.
Westchnął i spochmurniał. Od razu się zreflektowałam.
— Oczywiście nie musisz mi śpiewać serenady pod oknem. 
— Pewnego dnia to zrobię.
A więc jego dobry humor powrócił.
Od jakiegoś czasu zaczęłam obserwować zmiany, które zachodziły w Draconie. Stał się bardziej otwartym człowiekiem, więcej czasu spędzał z innymi ludźmi. Chociaż zawsze brał mnie. Przekonał się także do Harry’ego i Ginny. Miałam nadzieję, że pewnego dnia będzie w stanie okazać mi siłę swojego uczucia.
— A co z pierścionkiem?
— Naprawdę potrzebujesz tej rzeczy, aby wiedzieć, że chcę się z tobą ożenić i dać naszemu dziecku swoje nazwisko? — odpowiedział pytaniem na pytanie.
Pokręciłam głową.
Nie, nie potrzebowałam pierścionka jako dowodu jego miłości i chęci założenia rodziny. W ogóle nie potrzebowałam pierścionka.
— Jestem tradycjonalistką, Draco.
— Gdybyś była taką tradycjonalistką, to zaczekałabyś z dzieckiem do naszego ślubu.
Szturchnęłam go w ramię.
— Ojej, przepraszam, że sprawiłam ci niespodziankę, ale do tanga trzeba dwojga.
Pocałował mnie.
— Ale to nie znaczy, że się mniej cieszę — wyszeptał mi w usta. — Długo czekałem na tę chwilę.
Przeszły mnie ciarki.
Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, wpadłam w panikę. Bałam się, że Draco nie zaakceptuje faktu, że za parę miesięcy urodzi się dziecko. Obawiała się również, że przez to nasza więź zacznie się rozluźniać, a my stracimy kontakt. Stało się wprost przeciwnie. Po tym jak zdobyłam się na odwagę, aby mu to wyznać, zapadła między nami niezręczna cisza. To była jego pierwsza reakcja. Bo kiedy dotarł do niego sens moich słów, porwał mnie w ramiona i obracał dookoła. Był szczęśliwy.
— Pora wstawać, Malfoy.
Prychnął. Naprawdę, Draco prychnął.
— A może by tak śniadanie do łóżka? — zasugerował.
— Świetny pomysł. Wstań, zrób i przynieś nam.
Draco zamarł. Wiedziałam, że chciał, abym to ja przygotowała posiłek.
— Mam inny pomysł — powiedział i odrzucił kołdrę. — Wstawaj.
— Ale…
— Nie dyskutuj. Nie będziemy się wylegiwać w łóżku. Tym bardziej, że wspominałaś wczoraj o tym, że chciałabyś odwiedzić Dolinę Godryka i pójść na cmentarz.
— Draco.
Nie słuchał mnie.
— Wstawaj.
Westchnęłam i posłusznie wstałam z łóżka. Krótka koszula nocna podwinęła się i odsłoniła mój zaokrąglony brzuch.
Tak. Jestem teraz naprawdę szczęśliwa.

*

Ronald Weasley

ur. 1.03.1980
zm. 15.06.2008

oddany brat, przyjaciel i mąż. 

________________________________________________

Tak, to już koniec. Sama nie wiem czy mam się cieszyć, że tego dokonałam, czy smucić, że zakończyłam kolejne opowiadanie. To zadanie nie należało do najłatwiejszych, ale zrobiłam to. Chociaż pod sam koniec dałam ciała. Ostatnie rozdziały pisało mi się ciężko. Nie tylko dlatego, że miałam problem z wymyśleniem jak to opowiadanie zakończyć, ale problem pojawił się w tym, iż pisałam o śmierci. Jest to dla mnie bardzo trudny temat, a postać Rona i jego choroby traktuje symbolicznie. Jak niektórzy kojarzą, nigdy nie przepadałam za Weasleyem i robiłam z niego postać złą. Tym razem postanowiłam mu współczuć. Dlatego taki epilog, takie zakończenie, a nie inne. Wszyscy wiemy, że osoby chore na aids umierają, ale trochę tego życia mają. W mojej wersji Ron nie miał tyle szczęścia. Cóż, stało się. 

Zanim zaczniecie mnie linczować, dlaczego takie epilog, otwarte zakończenie to zrozumcie, że trudno jest mi narzucić wam jakąkolwiek propozycję. Dlatego bohaterowie nie są małżeństwem, nie wyznają sobie miłości na każdym kroku. Postawiłam na subtelność, normalne, rzeczywiste życie. Wyobraźcie sobie, że ludzie tworzą ze sobą więź i czasami nie potrzebują słów, aby wyrazić swoje uczucia. Tak chciałam to pokazać.
A dlaczego mamy w epilogu zwykły poranek, dziwaczne rozmowy i niekompletne myśli Hermiony? Głównie dlatego, że bohaterowie coś stracili, a zarazem zyskali. Życie toczy się dalej, więc chciałam pokazać fragment z ich życia. Sami możecie pomyśleć, co takiego Draco zaplanował, gdzie się udadzą i jak ich życie dalej się potoczy. Czy wezmą ślub, czy nie. Gdybym była swoim czytelnikiem to obstawiałabym, że nie. Jakoś nie pasuje mi rola Hermiony jako pani Malfoy. 

Dobra, a teraz przejdźmy do części, na którą czekałam od jakiegoś czasu: podsumowanie i podziękowania. 

Prolog opublikowałam 8 czerwca 2012 roku, a epilog 27 grudnia 2013. Mamy więc półtora roku i tylko dziewiętnaście pełnych rozdziałów plus prolog i epilog. Nie jest to zadowalający wynik. Przez ten cały okres uzbierało się 176 komentarzy i jak na moje lenistwo to jest dobry wynik. Wiem, że na początku miałam wielu czytelników, ale potem zaczął się okres, gdzie większość zaczęła rezygnować, znikać bez słowa i nawet na swoich blogach wstawiać post: zawieszenie. Patrząc na to wszystko to jestem dumna, że ja nie zawiesiłam. Myślę, że ten zielony szablon tutaj zostanie, podoba mi się. Kolejną sprawą jest to, że nie mam w planach zabierać się za nowe opowiadanie Dramione. Mam moje dawne prace, jak znajdę czas to postaram się je przerobić, ale nic nowego nie wymyślam. Mam w tym roku maturę i jeszcze jedno opowiadanie, na którym chciałabym się skupić: tutaj

I nareszcie podziękowania. Mam jedną osobę, którą chciałabym wymienić, bo jest ze mną od samego początku. Tak więc dziękuję rosmaneczka za wsparcie, za wszystkie twoje komentarze, które powodowały uśmiech na mojej twarzy. Dziękuję za to, że nigdy nie napisałaś złego słowa o żadnym rozdziale, chociaż wiem, że wiele im brakuje. I mam również nadzieję, że nie znikniesz, bo naprawdę cenię sobie twoją opinię i po prostu brakowałoby mi tego. 

Dziękuję również pozostałym czytelnikom, którzy przychodzili, odchodzili albo odnaleźli się pod sam koniec. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam. 

Obserwatorzy