piątek, 8 czerwca 2012

Wachlarz uczuć I

"Jedna mała igła"
Kochać jest łatwo. To, można powiedzieć, jak z samochodem: wystarczy włączyć silnik, dodać gazu i wyznaczyć sobie cel podróży. Ale być kochaną to tak jak przejażdżka z kimś innym, jego samochodem. Nawet, jeśli uważasz tego kogoś za dobrego kierowcę, zawsze pozostaje ten podskórny strach, że może się pomylić, a wtedy w ułamku sekundy wystrzelicie oboje przez przednią szybę na spotkanie śmierci. Być kochaną może oznaczać największy koszmar. Bo miłość to rezygnacja z panowania nad własnym losem. A co się stanie, jeśli w połowie drogi postanowisz zawrócić albo skręcić w bok, a nie masz na to jako pasażer żadnego wpływu?
~  Jonathan Carroll
Kości księżyca


***

- Nie wierzę, że on znowu to zrobił! - warknęła Hermiona i ze złością usiadła na swój obrotowy fotel. Scarlett Woodland zaśmiała się tylko i przysiadła na skraju biurka swojej koleżanki. Popatrzyła na jej zarumienioną ze złości twarz i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Rozterki Hermiony i jej męża często sprawiały, że jej dzień zaczynał być wesoły chociaż Hermiona jako jej koleżanka nie powinna tego widzieć. 
   Scarlet dotknęła jej ramienia, ale jej dłoń szybko została strącona, a zdenerwowana Hermiona zaczęła niespokojnie krążyć po gabinecie. Scarlet przygotowała się na kolejną wiązankę przekleństw, które wypłynęły z ust jej rówieśnicy. Kobieta zaczęła się już przyzwyczajać do tego widoku, gdyż był on niemal codziennością od przeszło dwóch tygodni; dokładnie od dnia, w którym blondynka wprowadziła się do tego samego gabinetu. Czekała więc spokojnie, aż była gryfonka zacznie normalnie rozmawiać i opowie jej, co tym razem zrobił jej mąż. W między czasie zabrała się za przeglądanie papierów, zaczęła nawet rozpatrywać kolejne prośby o pomoc. Westchnęła tylko, ale po chwili odłożyła wszystko na bok i uderzyła pięścią w blat swojego biurka. Zaskoczona Hermiona spojrzała na koleżankę lekko zarumieniona ze wstydu i zajęła miejsce po przeciwnej stronie pomieszczenia. 
- Ronald wymyślił sobie, że chciałby mieć dzieci, ale boi się, że one również będą chore jak on, więc oddał swoją spermę do banku i oczekuję, aż zgłoszę się na zapłodnienie. 
   Scarlett nie wiedziała, co ma powiedzieć. Ta wiadomość wcale jej nie zdziwiła, doskonale wiedziała, że w końcu Ron Weasley się przełamie i będzie chciał spłodzić swojego potomka. Ale sama nie wiedziała jak na tę wiadomość zareaguje Hermiona. 
- Przejmujesz się tym, że chce mieć dzieci czy sposobem jakim chce to osiągnąć. 
   Hermiona westchnęła. Nie pomyślała nad powodem jej złości dopóki Scarlett nie uświadomiła jej, że są dwa wyjścia, a nie jedno. Musiała się chwilę zastanowić, a gdy w końcu się odezwała jej głos brzmiał niepewnie. 
- Nie spodziewałam się, że Ron będzie chciał mieć dzieci, a jeżeli już, to na pewno w naturalny sposób, chociaż jest chory. Ale teraz wydaje mi się, że on nie chce, abym również zachorowała jak on. 
   Obie kobiety spojrzały na siebie ze zrozumieniem i uśmiechnęły się do siebie, chociaż każda myślała o czym innym. 
- A ty? Chciałabyś mieć dziecko? 
- Nie wiem. Jak na razie ta cała sprawa mnie przeraża - mruknęła Hermiona. - Oboje zdajemy sobie sprawę, że z aids Ron nie będzie żył długo, a istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że niemowle będzie takie samo jak on. 
   Zapadła cisza. Do Hermiony dopiero teraz dotarł sens jej słów i aż zakrztusiła się powietrzem, kiedy zrozumiała, co powiedziała. Wcale nie miała zamiaru powiedzieć, coś tak okrutnego, co mogłoby zranić jej męża. 
- A więc... 
- Tak - powiedziała szybko Hermiona. - Chyba tego właśnie się oboje. 
- A aborcja...? No wiesz, gdyby takie prawdopodobieństwo się spełniło chyba mogłabyś przerwać ciążę. 
   W oczach Hermiony pokazały się ogniki wściekłości. Wstała i zamaszystym krokiem podeszła do Scarlett. Pochyliła się na koleżanką i warknęła: 
- Nigdy w życiu nie zabiłabym żyjącej istoty.  Jestem prawnikiem! 
- Ale ja wcale nie sugerowałam, że jesteś do tego zdolna, Hermiono! - usprawiedliwiła się blondynka i odchyliła na krześle. 
    Hermiona przeprosiła szybko i cofnęła się. Sama nie wiedziała, co się z nią działo. Bez słowa wyszła z gabinetu kierując się do ogrodów kancelarii. Po drodze minęła paru adwokatów, ale nawet się nie przywitała. Potrzebowała chwili dla siebie i przypomnienia sobie lat, w których nie wiedziała o chorobie Rona. Lata, w których jako para byli szczęśliwi - aż do nocy poślubnej, kiedy oboje mieli stracić dziewictwo, jednak nagłe wyznanie jej męża nie pozwoliło im. Od tego momentu mogli być razem tylko podczas pocałunku, wspólnej rozmowy. Ron doskonale zdawał sobie sprawę, że jest tylko dla niej obciążeniem, że Hermiona pragnie czegoś więcej w ich związku, ale nic nigdy nie powiedział. 
    Sama Hermiona nie potrafiła zostawić Rona. Nadal go kochała, jednak w ich małżeństwie wszystko wyglądało inaczej niż zawsze marzyła. Po czterech latach ich małżeństwa czuła się spełniona jedynie zawodowo. Nie wiedziała dlaczego w wieku dwudziestu dziewięciu lat nadal nie zdecydowała się odejść od osoby, która i tak umrze za parę lat, a ona zostanie sama. Może właśnie ta świadomość nieuchronnej śmierci ukochanej osoby tak długo trzyma ją w tych czterech, bezpiecznych ścianach ich wspólnego domu? 
   Telefon w kieszeni jej żakietu zadzwonił. Machinalnie odebrała połączenie nie oczekując żadnej rewelacji. 
- Kochanie? 
   Westchnęła i odezwała się do swojego męża bez żadnego uczucia. Po drugiej stronie Ron wyczuł, że Hermiona nie ma nastroju do rozmowy z nim, jednak wiedział doskonale, że to tylko chwilowe. 
- Jestem w szpitalu. 
   Kobiecie zadrżała ręka ze strachu, jednak nadal się nie odzywała. Trzymała telefon przy uchu, patrzyła się pustym wzrokiem przed siebie i czekała na dalsze relacje. 
- Możesz przyjechać? 
   Chwila zawahania, jednak pod chwili do Rona doszła twierdząca odpowiedź. Równocześnie się rozłączyli. Hermiona szybkim krokiem wróciła do swojego gabinetu. Widząc ją, Scarlett nie zadała żadnego pytania. 
- Idź, zastąpię cię na wstępnej rozprawie. 
   Już po chwili Hermiona łapała taksówkę na poboczu, a po ośmiu minutach siedziała na łóżku przy swoim mężu. Nie wyglądał dobrze, jednak takie wrażenie sprawiał już od dwóch lat, kiedy wirus zaczął atakować coraz więcej tkanek małymi krokami je zakażając. 
   Siedzieli w ciszy. Każde z nich myślało o tym samym - wyniki badań znowu przyniosą złe wieści. Po raz kolejny Ron tylko westchnie, a Hermiona nie wytrzyma i się rozpłacze. Tak było co pół roku. 
- Chciałabym mieć dziecko, Rona - powiedziała bardzo cicho. Ale Ron ją usłyszał i ze zrozumieniem ścisnął jej rękę. On również chciał, aby w końcy stworzyli prawdziwą rodzinę. - Jutro pójdę do lekarza i poznam wszystkie sposoby takiej metody. 
- Kocham cię - powiedział w odpowiedzi na jej stwierdzenie. Przybliżył swoją twarz do jej i delikatnie pocałował w same usta, tak jak uwielbiała. Hermiona odwzajemniła pocałunek, który został przerwany przez przyjście lekarza. Oderwali się od siebie i mocno złapali za ręce. 
- Ile? - zapytał Ron i wstrzymał powietrze. 
   Lekarz długo zwlekał z odpowiedzią na to pytanie. Naglące spojrzenie mężczyzny zmusiły go do otworzenia teczki pacjenta i wyciągnięciu pliku kartek, które podał małżeństwu. Weasley'owie w ciszy oglądali wyniki ledwie rozumiejąc ich znaczenie. W końcu zwrócili niemal wszystkie kopie lekarzowi. 
- Sześć miesięcy - padła odpowiedź. 
   Szloch kobiety przedarł się przez szpitalną ciszę, dopiero cichy głos mężczyzny zdołał ukoić jej ból, chociaż sam cierpiał, nie chciał jej zostawiać po tylu latach. Jednak niektórzy ludzie potrafią być bezwzględni - nienawidził mugoli i ich zabawek. Nienawidził ich za to, że uzależnienie od heroiny jednego z nich zniszczyło mu życie. A wszystko przez jedną, głupią igłę, która przypadkiem została wbita w jego ramię na londyńskim dworcu. 
Jedna mała igła.

___________________________________________
Napisałam i jakoś nie mogłam czekać z publikacją. Wiem, że wszyscy umierają, ale to dopiero początek, a ja uwielbiam mieszać, prawda? ;)
Rozdział drugi wkrótce, zaczęłam już pisać. Wiecie, pucowanie własnej łazienki daje tyle świetnych pomysłów.

1 komentarz:

  1. Tak, jak myślałam :) Na razie nie jestem zawiedziona. Rozdział bardzo interesujący. Dziwi mnie reakcja Hermiony na wiadomość o chorobie Rona, ale no cóż... miłość to miłość.
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, więc czytam dalej :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy