piątek, 8 czerwca 2012

Wachlarz uczuć II

   "One bourbon, one scotch, one beer"*

Jest ta­ki mo­ment, kiedy ból jest tak duży, że nie możesz od­dychać. To jest ta­ki spryt­ny mecha­nizm. Myślę, że przećwiczo­ny wielok­rotnie przez na­turę. Du­sisz się, in­styn­ktow­nie ra­tujesz się i za­pomi­nasz na chwilę o bólu. Boisz się naw­ro­tu bez­dechu i dzięki te­mu możesz przeżyć.
~ Janusz Leon Wiśniewski
 


***

    Oparła się o mahoniowe drzwi. Klucze wyleciały jej z dłoni, a słone łzy popłynęły po jej bladej twarzy. Sześć miesięcy. Hermiona nie mogła uwierzyć, że jej szczęście będzie trwało zalewie pół roku. Jednak nie będą to chwile wytchnienia. Przeciwnie, będzie musiała zmierzyć się z trudnymi chwilami, które na pewno nastąpią podczas tego krótkiego okresu. A co potem? Nie miała pojęcia jak poradzi sobie w życiu prywatnym i zawodowym bez wsparcia kochającego ją Ronalda. Bała się powiedzieć to na głos, jednak czarne myśli, które ją nachodziły nie pozwalały jej skupić się na tym, co powinna zrobić w pierwszej kolejności: poinformować Harry'ego i całą rodzinę Weasley'ów, aby wybrali się do szpitala i wysłuchali scenariusza napisanego przez jakiegoś głupiego idiotę**.
   Hermiona zrzuciła swoje czarne pantofle, a ciemny płaszcz rzuciła na ziemię. Musiała na chwilę zapomnieć o przyszłości, o dniach, które dopiero ją czekają.
   Przeszła do sypialni i przebrała się w zwykłe dżinsy i koszulkę. Ubrała wygodne buty i na nowo narzuciła na siebie płaszcz. Nie oglądając się na nic wyszła z domu i przekręciła klucz w zamku. Nigdy tego nie robiła, ale świadomość przyszłego bólu ją przytłaczała. Chciała choć na dwie godziny zapomnieć.
*
   Popatrzył w czarną toń jeziora. Dlaczego wrócił w to miejsce? Przynosiło ono tyle bolesnych wspomnień, a on ciągle tu wracał i nie pozwalał sobie zapomnieć o tym, co było cztery lata temu. Nie ma jej.
   Codziennie wraca do pustej rezydencji i tylko obecność skrzatów domowych uświadamia mu, że mieszka tu sam. Cisza, którą wysłuchiwał z dnia na dzień była okropna. Sam fakt, że jeszcze nie wyprowadził się z pomiędzy tych ponurych murów była nad wyraz dziwna. Znajomi z pracy wiele razy zwracali mu uwagę, że tylko siebie niszczy. Ale to była nieprawda. Myśl o Carmen kazała mu żyć dalej; wstawać rano, iść do pracy, kłaść się spać. Gdyby nie dawne wspomnienia już dawno dałby sobie spokój z problemami życia codziennego. Zatracił by się już dawno w swoim egoistycznym żalu i nienawiści do tego, który napisał jej takie życie. Sześć lat temu zrezygnowali ze swoich rodzin, przynajmniej on musiał wyrzec się rodziców i ogromnego majątku. Ale wcale nie żałował, że zostali z niczym i do szczęścia doszli sami. I wtedy zawaliło się wszystko. Białaczka ogarnęła jej życie. Sam nie wiedział skąd się wzięła, nigdy nie rozmawiała z nim o tym, co usłyszała od swoich specjalistów. Nie chciała go martwić?
   Podniósł garść kamieni i rzucił w mętną wodę. Plusk przywrócił mu chwilową świadomość. Opamiętał się. Odwrócił się od jej nagrobka i ruszył szybkim krokiem w stronę domu. Nie chciał już tego pamiętać. Dlaczego to tak długo trwa?
- Powinieneś zdać sobie sprawę, że minęły już cztery lata.
   Mężczyzna spojrzał z lekceważeniem na swojego przyjaciela. Nie stanął, aby zamienić z nim parę słów. Wręcz przeciwnie, przyspieszył. Nie miał ochoty na rozmowę. Nie w dniu rocznicy jej śmieci.
- Draco...!
- Czego?! - warknął, ale nie odwrócił się. Poczuł dłoń Zabiniego na swoim ramieniu. Chcąc nie chcą zatrzymał się. Wściekłym spojrzeniem omiótł sylwetkę gościa i strzepnął ciemną dłoń ze swojej kończyny. - Pytam się: czego?!
- Wychodzimy.
   Zdezorientowany Draco na chwilę zapomniał, że chciał pozbyć się przyjaciela i zostać sam. Błysk w jego oczach pokazał, że chciałby się rozerwać. Ale po chwili znowu przybrał maskę obojętności i ruszył z powrotem w stronę rezydencji.
- Ja wcale nie żartuje, Malfoy! Idziemy na drinka.
- Nie umawiam się z facetami - warknął Malfoy czym rozbawił Blaise'a.
- Widzę, że poczucie humoru ci wróciło.
- Niech cię diabli, Zabini.
   Wyższy mężczyzna prychnął i pociągnął przyjaciela w stronę furtki. Przez dwadzieścia minut szli w milczeniu. Każdy pogrążył się w swoich myślach.
   Blaise nigdy nie ukrywał, że martwi się o swojego przyjaciela. Jego depresja trwała zbyt długo. Przez cztery lata Draco wyzbył się wszystkiego, co objawiało jego ludzkie cechy. Zaczął stronić od ludzi, nie oglądał się na inne kobiety. Nie pił nawet alkoholu, jakby nie chciał stracić świadomości. Wzbudzało to niepokój w Zabininim. Już sam nie wiedział czy Draco robi to specjalnie czy może śmierć Carmen zniszczyła jego ludzką duszę, a zostawiła tylko powłokę człowieka, wrak kogoś, kto ją kochał.
   Nigdy nie lubił Carmen Woodland. Uważał ją za egoistkę, która dążyła do wielu rzeczy, ale żadną z nich nie było pokochanie swojego męża. Nie mogła kochać jego pieniędzy: stracił wszystko, kiedy z nią zamieszkał. Ale ta kobieta zawsze wzbudzała w nim pewien niepokój, obawę o to, co może zrobić. Była dla niego przebiegłą strzygą okaleczającą serce Dracona. Doskonale wiedział, że Malfoy pokochał ją bo byli do siebie podobni. Ale czy kiedykolwiek ona kochała jego?
- Skoro już zawracasz mi głowę, to może powiesz mi gdzie idziemy? - rzucił Draco sarkastycznym tonem. - Jakoś nie mam ochoty zgubić się w drodze powrotnej.
- Szukam dobrego baru - odpowiedział mu Zabini i ponownie zamilkł.
   Scarlett Woodland od dawna chciała mu pomóc. Tak jak on martwiła się o Dracona i nie chciała, aby z powodu bezmyślności jej bliźniaczki ucierpiała kolejna osoba. Scarlett jako jedyna znała prawdziwy przebieg choroby zmarłej, aczkolwiek nigdy nie wyjawiła niczego. Jednak z wielkim zaangażowaniem starała się wynieść męża siostry z depresji.
- Teraz w prawo.
   Zabini usłyszał prychnięcie przyjaciela, ale on posłusznie skręcił w prawo. Zatrzymali się przed Dziurawym Kotłem.
- Poważnie? Gorszej speluny nie znalazłeś?
  Blaise nie odpowiedział. Pchnął mosieżne drzwi i wszedł do zadymionego pomieszczenia.         Zobaczył Scarlett pocieszającą jaką kobietę. Nie znał zbyt dobrze dziewczyny, ale wątpił, aby to, co robiła było szczere. Zobaczył, że na niego spojrzała. Podniósł rękę na przywitanie i popchnął Dracona w stronę stolików. Kątem oka zauważył, że Scarlett mówi coś do swojej towarzyszki, a potem wstaje i kieruje się w ich stronę. Kiedy Draco ją zobaczył wciągnął głęboko powietrze. Ale Zabiniego nie interesowała reakcja przyjaciela. Bardziej zaszokowała go osoba towarzysząca pannie Woodland. Wysoka brunetka wstała od baru i chwiejnym krokiem podążyła w ślad za znajomą. Hermiona Granger.
- Carmen? - wyszeptał Draco. Scarlett znieruchomiała, a potem uśmiechnęła się szeroko.
- Jestem jej siostrą - odparła i usiadła obok niego. - Żałuję, że nigdy się nie poznaliśmy.
   Zabini westchnął. Ta kobieta zaczęła go podrywać! Malfoy siedział nieruchomo, nie wzruszyła go ponownie nowina. Znowu zatopił się we własnych myślach. Blaise szturchnął go i pokazał idącą w ich stronę Hermionę Granger. Jego przyjaciel zdziwił się. Jednak dla obojgu było jasne, że kobieta nie była trzeźwa. Inaczej zostawiłaby ich w spokoju i samotnie sączyła trunki przy barze. Tymczasem brunetka przysiadła się do nich i pomachała ręką. Jak dziecko.
- Dobry wieczór, Granger - odezwał się Draco, nagle wybudzony z transu.  Blaise zrozumiał, że rozrywką, którą zaplanowała Scarlett Draconowi była słynna prawnik.
- Weasley - poprawiła go Hermiona i rozsiadła się wygodnie. - Jeszcze przez nędzne sześć miesięcy.
   Kobieta napiła się parę łyków ze swojej szklanki i ponownie uśmiechnęła się do nas.
- Dawno o was nie słyszałam - powiedziała. - Szkoda, że Hogwart już się skończył.
   Nikt jej nie odpowiedział. Powszechnie było wiadomo, że Ślizgoni nie lubili wracać do tego, co działo się przez siedem lat ich życia. W końcu odezwała się Scarlett i zagadała Zabiniego na jakiś mało interesujący temat. Hermiona i Draco zostali pozostawieni samych sobie.
   Oboje zamyślili się. Każde z nich cierpiało, a ich miny pokazywały prawdziwe uczucia.
- A więc co tutaj robisz? - Draco jako pierwszy odważył się nawiązać rozmowę.
- Potrzebowałam na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Miłość i życie jest beznadziejne - odparła Hermiona i odstawiła szklankę na stół. - A ty?
- Miłość jest beznadziejna.
    Zaintrygowana Hermiona pochyliła się bliżej. Poczuła zapach odurzającej wody kolońskiej Malfoy'a.
- Która jest tą szczęściarą odkrywającą serce arystokraty?
   Gdyby była trzeźwa, Draco nie mógłby puścić jej uwag i dociekliwych pytań płazem. Lecz doskonale zdawał sobie sprawę, że Granger jutro nic nie będzie pamiętała, a on zyska chwilę na wyjawienie swoich zmartwień.
- Była. Carmen nie żyje od czterech lat.
- Przykro mi.
    Draco westchnął i oparł głowę na ramieniu.
- Chciałbym żeby była przy mnie. Tak bardzo żałuję, że jej choroba zniszczyła nie tylko jej życie, ale i jej charakter.
- Naprawdę ją kochałeś? Nigdy bym się tego po tobie nie spodziewała.
- Dla niej gotów byłem zrobić wszystko - odpowiedział znużony. - Gdybym mógł dałbym te wszystkie badziewia fizjologiczne, aby miała jeszcze parę miesięcy życia. Nigdy nie znaleźliśmy dawcy.
- Naprawdę przykro mi z tego powodu, Malfoy. Ale wiesz, to nawet dobrze, że odeszła i nie musiała cierpieć dłużej niżby chciała.
    Zamilkli na chwilę. Napili się trunku i w między czasie poprosili kelnera o następny kieliszek.
- A ty? Co tu robisz? Nie wiedziałem, że ciągnie cię do alkoholu.
- Skąd miałeś wiedzieć? Nigdy nie interesowało cię to, co robili inni uczniowie. - Pożałowała swoich słów. Szybko zmieniła temat. - Mój mąż umiera i nie wiem co mam robić. Ta cała sprawa tak mnie przytłacza!
    Śmierć to jedyny element, który ich teraz łączył. On stracił swoją ukochaną lata temu, a ona traci męża dopiero teraz. I choć w głębi duszy wiedzieli, że coś musiało się stać, że nikt nie umiera w takich okolicznościach tak szybko - nie mogli znieść prawdy.
    Hermiona nie chciała stać się takim wrakiem człowieka jak osoba siedząca naprzeciw niej. Nie, ona chciała przeżyć śmierć ukochanego i zacząć na nowo żyć. Ale czy to jest możliwe?
- Po prostu z nim bądź do końca, Granger.
    Słowa Dracona wzbudziły w niej niepokój. Będzie musiała patrzeć na uchodzące życie cały czas? Bała się tego widoku.
    Posłała towarzyszowi uśmiech. Wcale nie zastanawiała się nad tym jak bardzo mężczyzna się zmienił. Nie wierzyła też, że miłość Dracona do tej dziewczyny była tak wielka, że on nie mógł zapomnieć. Jakby coś go dręczyło.
- Draco... Musimy się spotkać na trzeźwo. Mam pewien pomysł.
    Niechętnie pokiwał głową i zamilkł. Aż do wyjścia dwóch kobiet nie odezwał się ani słowem.   
    Nie wstał, aby się pożegnać.
- Widzę Draco, że Hermiona Granger działa na ciebie niespodziewanie kojąco.
- Zamknij się, Blaise.
    Mężczyzna tylko się uśmiechnął.
__________________________________________________________
* "One bourbon, one scotch, one beer" - znana piosenka George'a Thorogood'a. Warto posłuchać w jego wykonaniu lub Glee Cast
**powieść głupiego idioty - Wypowiedź tytułowej postaci "Makbeta" Szekspira. Jakoś zapamiętałam ten monolog pisząc pracę semestralną.

Witajcie po dłuższej przerwie.
Napisanie tego rozdziału było nie lada wyzwaniem. Moja przeprowadzka również niczego nie ułatwiła. Ale nauka rocznego materiału z matematyki i niemiecki jest straszna, zaliczenie wszystkiego szybciej od moich rówieśników nie daje czasu wolnego. Dlatego piszę ten rozdział już od jakiego czasu i w końcu skończyłam.
Wiem, że trochę mu brakuje do doskonałości. Moja kuzynka podrzuciła parę interesujących pomysłów, które na pewno was zaskoczą, so...  ; )
Do napisania za tydzień/dwa.

2 komentarze:

  1. Jedyne co mogę powiedzieć to to, że alkohol to naprawdę jedyny ratunek od bólu. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpadłam na Twojego bloga przez przypadek. Prolog mnie powalił, przepełniony bólem , rozpaczą . Historia zaczęła się nietypowo. Jestem ciekawa, co będzie dalej.
    Arystea.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy