poniedziałek, 2 lipca 2012

Wachlarz uczuć IV

"Born in a prison" *
 Nicze­go, nig­dy bym nie pragnął, gdy­bym tyl­ko tam był. We mnie sa­mym i w tym słońcu jest ty­le szczęścia, a tu... jęki, cier­pienia, strach... i coś niepojęte­go, i ten pos­piech... Oto zno­wu czyjś krzyk i zno­wu wszys­cy po­bieg­li z pow­ro­tem, a ja po­biegnę z ni­mi, a oto ona, śmierć, na­de mną, wokół mnie... Mo­ment - i nig­dy już nie uj­rzę te­go słońca, tej wo­dy, te­go wąwozu. 
~ Lew Tołstoj



- Ron! Ron?! 
   Hermiona zatrzasnęła drzwi od mieszkania i odłożyła małą, skórzaną torebkę. Papiery, które otrzymała od lekarza od razu schowała do szuflady, tak, aby jej mąż nie był w stanie ich znaleźć. Klucze, które dopiero wyciągnęła z zamka powiesiła na specjalnym haczyku. Poprawiła fryzurę w lustrze i zaczęła wspinać się po schodach, co rusz potykając się o noski butów. Gdy stanęła na samym szczycie zrzuciła swoje pantofle na podłogę i boso podeszła do drzwi wspólnej sypialni. Lekko nacisnęła klamkę, ale okazało się, że drzwi były zamknięte na klucz. 
    Hermiona nie wahała się. Wyciągnęła różdżkę z bocznej kieszeni spodni wypowiadając niemal natychmiast odpowiednie zaklęcie. 
   Gdy drzwi się otworzyły, wpadła do sypialni. Jednak widok śpiącego Rona spowodował, że złe przeczucie od razu ją opuściło. Już z uśmiechem na ustach podeszła do łóżka i usiadła między nogami męża. 
   Tak jak poradził jej Malfoy - chciała przy nim być do samego końca. Posłuchała rady człowieka, którego dawniej nienawidziła z całego serca. Nienawidziła jego głosu oraz koloru włosów. Stal i chłód w jego oczach powodowały, że przechodził ją strach. Od zawsze uważała go za groźnego mężczyznę, tyrana. Nienawidziła jego sposobu ubierania się - zawsze musiał mieć na sobie drogie ubrania; marynarki, koszule, szaty czarodziei. Wprost nienawidziła jego chłodnej postawy oraz przeświadczenia, że jest lepszy od innych, ważniejszy. Ale ostatnie spotkanie dało jej do myślenia, a rada, którą ją uraczył była całkiem przydatna. 
   Na kolanach wdrapała się na poduszki i przytuliła do męża. Każda chwila z nim spędzona powodowała, że jej miłość, a przede wszystkim strach, ją przytłaczał. Sama była zdziwiona, że po tygodniu od usłyszenia złych wiadomości od lekarza, zaakceptuje, a raczej będzie starała się to zrobić i przygotować na nagłe odejście męża. 
Bardzo żałowała, że nigdy nie zestarzeje się przy jego boku. Rona już wtedy nie będzie. Ale możliwe, że sama będzie wychowywała ich wspólne dziecko. 
- Hermiona? 
    Kobieta natychmiast podniosła się na łokciach i w pozycji półleżącego uśmiechnęła się do Ronalda. 
    Od wielu miesięcy Ron potrzebował coraz więcej snu w dzień jak i w nocy. Odporność jego organizmu malała, a wszystkie leki zapobiegawcze i opóźniające postęp choroby - przestawały działać. Rozwój choroby zaczął postępować coraz szybciej. Mężczyzna w ogóle nie opuszczał już domu, a w słoneczne dni podchodził do okna, aby postać i powdychać świeżego powietrza. Nawet namowy Hermiony na wspólny spacer spełzały na niczym. 
    Wspólnie spędzony czas ograniczał się do jedzenia zdrowych posiłków, których Hermiona wręcz nie lubiła oraz oglądania porannych i wieczornych wiadomości lokalnych. Tak naprawdę w ich życiu, a przede wszystkim małżeństwie nie było prawdziwej miłości. Przyzwyczaili się do siebie już wiele lat temu, a to, co nazywali miłością było zwykła namiastką tego, co czują do siebie ludzie godzący się na ślub. Oboje byli przeświadczeni, że ich małżeństwo jest idealne, a jako para stanowią dwójkę najszczęśliwszych ludzi na świecie. Oboje są ślepi, nie zwracają żadnej uwagi na to, co ich łączy w danej chwili. Cały czas żyją wspomnieniami, tymi szczęśliwymi dniami, czyli początkiem ich zauroczenia, a potem miłości. Nigdy nie mieli łatwo. Zawsze znaleźli wiele powodów na to, aby rozwiązać dany problem choć na chwilę, ale wszystko zostawało - nie potrafili zlikwidować tego, co powstaje z dnia na dzień między nimi. Ale co to było?
    Ron oprócz leżenia nie robił nic. Przestał czarować i nie pozwalał używać czarów w jego obecności. Stwierdził, że skoro magia nie daje mu możliwości dłuższego życia, to chce zapomnieć, że jest czarodziejem i żyć jak mugol. Z takim nastawieniem pozbył się wszystkich zaczarowanych sprzętów kuchennych, a także swojej różdżki. Za pieniądze żony zakupił telewizor, komórki i telefon stacjonarny, a sam dokupił mugolski komputer i podłączył go do internetu. Muzykę włączał z nowego odtwarzacza i w ogóle nie chciał czytać Proroka Codziennego, którego Hermiona ukrywała przed nim codziennie rano. 
    Tak więc Hermiona oprócz ciężkiej pracy jako prawnik w Ministerstwie musiała ręcznie sprzątać cały dom oraz gotować zdrowe warzywa dla męża. Zdarzało jej się używać magii, gdy Ron spał albo przebywał w innym pokoju, lecz czuła się z tego powodu winna. 
- Gdzie byłaś? - zapytał lekko zachrypniętym głosem. Przetoczył się na plecy i spojrzał uważnie na żonę. - Masz dzisiaj wolne. 
- Tak wiem, ale poszłam do szpitala - wydusiła z siebie. 
- Po co? 
    Zaległa pomiędzy nimi cisza. Hermiona nie chciała mówić, że podjęta przez nią przed paroma dniami decyzja została wcielona w życie. Ale kłamstwem nic by nie osiągnęła, a nie chciała oszukiwać nikogo. 
- Chciałam się dowiedzieć paru rzeczy o sztucznym zapłodnieniu. Wspomniałeś ostatnio, że chciałeś mieć ze mną dziecko. A ja po przemyśleniu sprawy doszłam do wniosku, że jestem gotowa na niemowlaka w naszym domu. 
- Hermiono - przerwał jej. - Powiedziałem to, ponieważ chciałem abyś miała po mnie jakiś prawdziwy ślad, wspomnienie. Nie chcę żebyś podejmowała tak ważną decyzję tylko dlatego, że umieram. 
- Nie chcesz tego dziecka? Bo nie traktowałabym go jako pamiątki po tobie! Przecież doskonale zdaję sobie sprawę, że to decyzja na całe życie i pewnie sama sobie poradzę, ale wciąż mam nadzieję, że...
- ...że przeżyję - dokończył za nią. - Hermiono, spójrz na mnie. 
    Podniosła na niego wzrok. 
- Ja umieram, odchodzę, nawet jeżeli tego nie chcę to będę musiał cię zostawić. Pragnę dziecka. Ale jeszcze bardziej pragnę, aby miało ono ojca, pełną rodzinę. Hermiono, proszę! Nie płacz. Kiedy odejdę chciałbym abyś nadal była szczęśliwa i z innym mężczyzną założyła prawdziwą rodzinę. 
    Ale Hermiona nie potrafiła przestać płakać. Ron miał rację - choroba go zabierze, a ona zostanie sama. Jednak dziecko sprawiłoby, że miałaby dla kogo żyć. A tylko tego chciała. Być komuś potrzebna. 
- Ron, ja nie chcę, żebyś odchodził. Ja... znajdę jakieś lekarstwa, ustęp prawny czy dawcę szpiku. Ale zostać ze mną do końca, do cholery! 
    Ronald westchnął. Nie  był w stanie spełnić tej prośby. Przytulił ją jak najmocniej potrafił. 
- Jedyne, co możesz zrobić, to złapać tego ćpuna i ukarać go w zgodny z prawem sposób. Chodźmy spać, wszystko mnie boli. 
*
    O trzeciej nad ranem rozległ się dźwięk pagera Hermiony. Zaspanym wzrokiem omiotła pokój w poszukiwaniu źródła cichego pobrzękiwania. Kiedy przypomniała sobie, że zostawiła urządzenie rano na komodzie przy oknie, pobiegła, aby odebrać wiadomość. 
- Weasley, słucham - odpowiedziała na wezwanie. 
- Jesteś potrzebna. Trzy ulice dalej od domu Malfoy'a doszło do strzelaniny. Dwóch rannych, jeden zabity. Potrzebujemy osoby z twoimi kwalifikacjami, aby potwierdzić prawnie postawione zarzuty sprawcy. 
- Ale ja nie jestem prokuratorem - wyszeptała zaspanym głosem. 
- Owszem, jednak jeden z rannych poprosił w Ministerstwie o  ciebie w roli jego prawnika. 
- Czyli ta strzelanina wyglądała bardziej jak pojedynek czarodziei? - zapytała i zaczęła szukać w szafie czystej garsonki i spódnicy. Buty znalazła na drugim końcu pokoju. 
- Właściwie to do pojedynku doszło pomiędzy dwoma Śmierciożercami i jednym byłym. Sądzę, że to miała być zemsta albo kara za dawniejsze lata. - odpowiedziała Scarlett Woodland. 
- Czyli mam reprezentować Śmierciożercę? - zapytała wprost Hermiona usiłując zapiąć na sobie czystą koszulę.  
- Nie. Masz reprezentować byłego Śmierciożercę, którym na marinesie jest Draco Malfoy. Przyjedź najszybciej jak możesz, a wszystko ci wytłumaczę na miejscu. Obiecuję, że na siódmą wrócisz do domu, Malfoy jest bardzo uległy, więc pójdzie szybko. 
Draco Malfoy? 
____________________________________
* Tytuł piosenki Johna Lennona 
Rozdział napisałam jakiś tydzień temu w zeszycie, ale zabierając laptopa na wycieczki - zapominałam wziąć ze sobą wyżej wspomniany zeszyt, więc ciągle odwlekałam przepisanie wszystkiego do edytora postów. 
Jak tam wakacje? Dobrze się bawicie? Gdzieś wyjeżdżacie? 
Ja się bawię świetnie, chociaż mam nogę w gipsie do jutra. Fajny prezent na urodziny, prawda? 

Rozdział sprawdzę dokładniej później. 
Buziaki ;)) 

10 komentarzy:

  1. No faktycznie noga w gipsie na początek wakacji niezbyt miła perspektywa ale najważniejsze, że jakoś sobie radzisz.
    rozdział wspaniały.
    poruszyła mnie sytuacja między Ronem a Hermioną.
    okropnie szkoda mi Rona, że umiera.
    No i jeszcze ta strzelanina u Malfoyów.
    umiesz trzymać w napięciu nie powiem.
    czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. miałaś urodziny? najlepszego! ach wakacje wakacje... ja jakoś ich nie odczuwam :D a co do rozdziału to Ron dobrze gada :D niech Hermiona założy rodzinę kimś innym jak on odejdzie :D a ta strzelanina... no no no zapowiada się ciekawie :D czekam i sorry ze tak późno , ale brak czasu ;/ buziak :P

    OdpowiedzUsuń
  3. chyba coś mi umknęło przepraszam, nadrobię a co do Ev ona zawsze się broni przed zranieniem w taki sposób. Z rozdziału na rozdział staje się silniejsza.

    OdpowiedzUsuń
  4. cześć. Wpadłam na bloga, bo zaintrygował mnie tytuł. ,, Sprzeczne uczucia" to świetna nazwa ; )
    Treść była naprawdę wciągająca, z szybkością torpedy nadrobiłam pozostałe notki. Ron -moim zdaniem- wreszcie powiedział coś mądrze ;p Z niecierpliwością wyczekuję sowy z informacją o nn ;*
    ____________________

    Sto lat z okazji urodzin? A kiedy miałaś? Hm... współczuję nogi w gipsie i jednocześnie mam nadzieję,że to jakoś nie utrudnia pracy jako pisarka. Pozdrawiam ;*
    [ loving-the-darkness.blog.onet.pl ]

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawno żadna historia tak mnie nie zaintrygowała. Wreszcie ktoś łączy tą parę w umiejętny sposób, w dodatku bardzo wzruszający. Boję się trochę konsekwencji, jakie może przynieść decyzja Hermiony i mam nadzieję na rozwinięcie wątku relacji Rona z rodziną i Harrym oraz Zabiniego i Scarlett. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.

    Przy okazji niesamowicie zazdroszczę Ci podróży do USA. Ja spędziłam w ferie zimowe cztery dni w Londynie i od tej pory żyję nadzieją, że kiedyś uda mi się tam wrócić. Czekamy na zdjęcia :3

    Pozdrawiam serdecznie. Masz stałe miejsce w moim serduchu i linkach.
    [powiedz-to.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  6. witam, informuje o nowej notce na moim blogu www.hermionamalfoy.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. dziewczyno, pomysł na to opowiadanie bardzo mi się podoba. Nie mogę doczekać się rozwinięcia całej historii. Myślę, że wątek Hermiony jako prawnika jest bardzo ciekawy i z takim póki co się jeszcze nigdy nie spotkałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę Ci powiedzieć, że masz spory talent. Historia wciągnęła mnie jak rzadko która. Nie mogę się doczekać dalszego ciągu. Szkoda mi Malfoya, nawet nie wiem czemu bardziej niż Hermiony. Może dlatego, że tak pięknie opisałaś miłość Dracona. W każdym razie, byłabym wdzięczna o informowanie mnie o NN na moim blogu.
    Całuję : *
    BloodyEli - zatruty-raj.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam zaszczyt zaprosić na nowy rozdział pt „Księżyc w nowiu” na www.niesmiertelna-milosc.blog.onet.pl. Zapraszam serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć, Donna! Próbuję napisać komentarz na Twoim blogu książkowym, a nie mogę. Pojawwa się coś rodzaju "siateczki", która uniemożliwia mi kliknięcie na cokolwiek. Da się coś z tym zrobić?

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy