sobota, 25 sierpnia 2012

Wachlarz uczuć VI

Witajcie po dłuższej przerwie. Za radą Niekonkretnej zrobiłam sobie dłuższe wakacje od bloga, pisania i w ogóle od wszystkiego związanego z laptopem. To był genialny pomysł. Kiedy usiadłam po powrocie do laptopa i włączyłam okno zamieszczania postów, zaczęłam pisać i pisać. Tak powstał nowy rozdział. 
Wiem, że ostatni to była porażka, dlatego teraz bardziej się postarałam. Biorąc pod uwagę to, że wiedziałam, co chce już w nim zamieścić. Dodatkowo Ci, którzy czytali moje opowiadanie na www.nadzieje-nie-umieraja.blog.onet.pl będą mogli znowu czytać coś, co nazwałam swoim stylem pisania. Mam nadzieję, że takie rozwiązanie będzie dla mnie najlepsze, a Wam spodoba się treść.
Odpuściłam sobie wstawianie tych cytatów i przedziwnych tytułów. Niektórym się to podobało, ale mnie zajmowało czas, który mogłam poświęcić na coś innego. W zamian często będą pojawiały się nutki z muzyczką :)

***
One life

DRACO
   Spojrzał w swoje odbicie w lustrze. Regularne rysy twarzy, stalowe tęczówki wyróżniające się na tle bladej twarzy, wąskie usta, blond włosy. Ten widok zawsze wzbudzał popłoch. Niestety, te czasy nieodwracalnie zniknęły. Mężczyzna dotknął opuszkami palców tafli i westchnął przeciągle. Nie miał pomysłu na żadne słowa, które wyraziłyby w tej chwili jego prawdziwe uczucia. Żaden gest czy myśl nie podołały by temu zadaniu. 
   Draco często wracał do wspólnych chwil spędzonych z Carmen. Z biegiem czasu te wspomnienia zaczynały się zacierać. Kiedy to do niego docierało, wpadał w panikę. Miotał się jak oszalały po rezydencji i czekał na chwilę ukojenia, która nigdy sama nie nadchodziła. Sięgał wtedy po album. Nigdy nie nadużywał alkoholu, wiedział, że stan otępienia nie pomoże mu w powrocie do równowagi. Już dawno domyślił się, że szał, w który wpada nie jest naturalny, lecz wymuszony strachem. A Draco panicznie bał się tego uczucia, co jeszcze bardziej potęgowało napady. Rzadko pojawiał się sam letarg, otępienie trwające wiele dni. Bardzo tęsknił za Carmen. 

   Doskonale pamiętał dzień, w którym nigdy nieotwarta trumna została spuszczona do zimnej gleby. Pamiętał jak wrzucił tam garść piachu, a następnie odszedł. Dopiero następnego dnia wrócił na jej grób i zaczął płakać. Odblokował się, dał upust swoim emocjom. 
   Zabini wiedział, gdzie ma szukać swojego przyjaciela. W spokoju i ciszy patrzył jak Malfoy coraz bardziej rozpada się na kawałki. Nie rozumiał tego. Jednak Draco pragnął zaznać w końcu spokoju, po tylu latach miał nadzieję na chwilę oddechu. I kiedy zobaczył Hermionę Granger w barze zaniemówił. Przestał myśleć o Carmen i całą swoją uwagę skupił na tej Gryfonce. Nie zmieniła się, wcale. Dzisiaj, kiedy weszła dostojnym krokiem do pomieszczenia przesłuchań zrobiła na swoim kliencie ogromne wrażenie. Draco Malfoy był zachwycony. 
   Jednak kiedy chwilę później zobaczył siostrę Carmen, Scarlett pożałował swojego spojrzenia. Obiecał swojej wybrance, że będzie jedyną na świecie, że nikt nie będzie w stanie wzbudzić w nim takich uczuć. Jednak widząc Granger po tylu latach było czymś nowym, fascynującym. Czuł, że każde jej spojrzenie pozostawiało ślad na jego skórze. 
   Draco odsunął się od zimnego lustra i mocno zacisnął dłonie. Przeraziła go perspektywa złamania obietnicy danej Carmen w momencie jej ostatnich chwil. I choć przez ostatnie miesiące jej życia bardziej przyzwyczaił się do jej obecności, niż czuł do niej cokolwiek, to te wszystkie dni razem powodowały, że nie był w stanie złamać słowa. 
   Mężczyzna odwrócił się tyłem do swojego odbicia i przysiadł na piętach. Miał wrażenie, że świat jest okrutny, a życie pozbawione sensu. Tak więc dlaczego jeszcze żył? Dlaczego starał się naprawić wszystkie błędy, które kiedykolwiek w życiu popełnił? Dlaczego tak bardzo pragnął zbliżyć się do tej małej kobiety, która samymi słowami potrafiła przywrócić każdego człowieka do porządku? I na końcu: dlaczego Hermiona Granger nie dawała spokoju jego duszy? Na te pytania nie znał odpowiedzi. 

Who am I to dream, dreams are for fools, 
they always let you down. *


   Hermiona weszła do swojego mieszkania i po cichu zamknęła ponownie drzwi na zamek. Mieszkali w bezpiecznej dzielnicy, jednak zawód, który wykonywała kobieta nie pozwalał jej na zaniechanie środków bezpieczeństwa. Uśmiechnęła się sama do siebie i przekręciła klucz, a potem odwiesiła go na wieszak przy małej komodzie. 
   Mokre pantofle położyła na stercie makulatury do wyrzucenia i mały kroczkami zaczęła wspinać się na piętro. Miała nadzieję, że jej mąż nadal śpi i nie zwrócił żadnej uwagi na jej nieobecność. Naciskając na klamkę wstrzymała oddech. Jednak nie miała czym się martwić. Ron spał nadal w tej samej pozycji, co parę godzin temu. Hermiona odetchnęła z ulgą i szybko pozbyła się znoszonej garsonki. 
   Położyła się obok mężczyzny i wtuliła w jego bok. Bardzo pragnęła, aby te ostatnie miesiące nie miały miejsca, aby Ron wyzdrowiał i potrafił wyczuć, kiedy dotyka jego ciała. Chciała niemożliwego. Od zawsze marzyła tylko o spokojnej i odwzajemnionej miłości. Takie uczucie ofiarował jej Weasley i oczywiście Harry. Jednak co innego zestarzeć się z ukochaną osobą, a co innego pożegnać ją przedwcześnie.
  Często żałowała, że nie była wtedy na tej ulicy, kiedy Ron został zaatakowany. Wmawiała sobie, że uratowała by męża przed tym człowiekiem. Miała nikłą nadzieję, że wtedy wszystko było by dobrze. Jakaś część jej duszy wmawiała sobie, iż to z jej winy, że to przez jej pracę stała się ta tragedia. Na nic zdały się usilne namowy Ginny, gniewny ton Harry’ego. Oboje mieli rację, nic nie mogła poradzić na to, co się stało. A jednak chciała wierzyć, że wszystko potoczyłoby się inaczej. 
   Ale chwytała się spraw niemożliwych. 
   Nikła nadzieja powodowała, że w środku rozgrywała się walka sprzecznych uczuć. 

 And I know that it's wonderful world
But I can't feel it right now
**

Trzy tygodnie później...

  - Na tę chwilę niewiele już możemy zrobić, panie Weasley – powiedział lekarz i pocieszająco poklepał swojego pacjenta po ramieniu. 
   Ronald uśmiechnął się do swojego lekarza prowadzącego. Na takie wieści czekał od bardzo dawna. Nie chciał już więcej dręczyć Hermiony swoim zachowaniem, pragnął odejść z tego świata i pozwolić swojej młodej żonie ułożyć życie na nowo. Tego najbardziej chciał: aby znowu była szczęśliwa. 
   Nie chciał wiedzieć z kim i w jaki sposób. Czuł, że zaczyna być dla niej problemem. Zabronił jej używania magii, ciągle narzekał i skarżył się na ból czy po prostu marudził, że mu niewygodnie na nowej sofie. Zdawał sobie sprawę, że jej cierpliwość również nie będzie trwała wiecznie. Jednak ta ciągła bezczynność go dobijała, powodowała, że nie miał co robić całymi dniami i szukał jakiegokolwiek kontaktu z żoną. 
   Ona, zmęczona po całym dniu siedzenia w Ministestwie Magii chciała chwili spokoju. Jednak on jakby na złość cały czas coś potrzebował. Dlaczego? 
  - Nie można jakoś przyspieszyć tego procesu? – zapytał. Jego mina nie wskazywała wcale, aby żartował, co jeszcze bardziej zirytowało lekarza. Uczony nie wiedział jak ma zareagować na pytanie swojego pacjenta, więc udawał, że zastanawia się nad odpowiedzią. 
  - To indywidualna sprawa każdej osoby, panie Weasley. Pan jest niczym nie wyróżniającym się przypadkiem. Myślę, że sześć miesięcy, które usłyszał pan parę tygodni temu nadejdą szybciej niż ktokolwiek by się tego spodziewał. 
   Takiej odpowiedzi spodziewał się mężczyzna. Od razu postanowił zachować informację tylko dla siebie, aby nie narażać Hermiony na dalsze troski. Miał nadzieję, że nie dowie się tego wszystkiego od niego. Chciał zataić prawdę ze względu na jej dobro. To chyba nie było kłamstwo. Prawda? 
   Miał nadzieję, że jego żona nie będzie chciała tego dziecka tam bardzo. To, co mówił, kiedy rozmawiali ostatnio było prawdą. Zostawienie ukochanej z noworodkiem, bez dostępu do pieniędzy było jak wyrzucenie jej z własnego domu. Hermiona nie mogłaby od razu wrócić do pracy,  a nawet jeżeli bardzo by tego chciała to nie stać jej by jej było na opiekunkę do dziecka. 
   Pozostawała jeszcze sprawa, że tej kobiecie nie można było wybić czegoś takiego z głowy, kiedy zaczęła starać się osiągnięcia sukcesu w tym martwym punkcie. Ron mógł mieć tylko nadzieję, iż zapłodnienie się nie powiedzie, lub, że Hermiona nie będzie mogła mieć dzieci, choć nigdy wcześniej nie było o tym mowy. 
    I oczywiście Ron mógł namówić kogoś, aby rozkochał w sobie Hermionę, i, aby ta odeszła od niego przedwcześnie. Jednak mężczyzna zdawał sobie sprawę, iż jego żona nigdy nie zrobiła by czegoś takiego. Wolałaby cierpieć z powodu nieszczęścia niż zostawić go samego. Nie, musiałby sam pierwszy wysunąć argument na rozstanie. A do tego sam nie był zdolny.
   Może oczekiwał od życia zbyt wiele? Może gdyby odpuścił sobie i pozwolił Hermionie działać, nie musiałby się martwić jej późniejszym bytem, wszystko ułożyłoby się od nowa. Doskonale wiedział, że Harry, Ginny czy ktokolwiek z jego rodziny zaopiekowałby się Hermioną. A gdyby i ona sama tego chciała wyruszyłaby na poszukiwanie swoich rodziców w Australii i przywróciła im pamięć o niej. Chociaż Ron wiedział, że od razu by ją znienawidzili za taką ochronę, jaką im stworzyła. Odebrała im najszczęśliwsze lata z życia. Pozbawiła możliwości patrzenia jak ich córka kończy szkołę, dostaje pierwszą pracę i odnosi w niej sukcesy, zaręcza się, wychodzi na mąż, wydaje na świat pierwsze dziecko. Wyobrażał sobie, że pan Granger jeszcze by wybaczył córce jej działanie, jednak był pewny, iż matka Hermiony nigdy więcej nie skontaktowała się z córką. 
   Kiedyś jego ojciec w rozmowie z Grangerami odniósł wrażenie, że są miłym małżeństwem. Niestety z opowieści żony dowiedział się, że jej rodzice wcale nie są tacy mili na jakich wyglądają. I chociaż wiedziała, że ją kochają, to byli bardzo wymagającą parą. To dla nich stała się najlepszą uczennicą na roku, a następnie jedną z najlepszych w szkole. To dla nich znalazła przyjaciół godnych standardom, którzy jak się okazało, są cudownymi ludźmi. 
  - Panie Weasley? – zaczął lekarz i popatrzył na swojego pacjenta apatycznym wzrokiem. – Zamyślił się pan? 
   Ronald pokiwał twierdząco głową. Chciał powiedzieć mu jak się czuje osoba, która wie, że za niedługo opuści ten świat. Miał jeszcze tyle spraw, które chciałby dokończyć, tyle osób przeprosić i z tyloma się pożegnać. Brakowało mu czasu i… siły na to wszystko. Kiedy chciał wyjść z domu nie potrafił zrobić tego sam, bał się opuścić swoje cztery ściany. Nawet teraz jego najlepszy przyjaciel siłą musiał przywieźć go na kolejne badania do Świętego Munga. Dziękował za to Harry’emu, ale jednocześnie miał żal, że traktuje go całkiem inaczej niżby chciał sam chory. 
  - Zastanawiam się, co zrobią moi bliscy po moim pogrzebie. Moja żona podłapała mój nierozmyślny pomysł i chciałaby mieć dziecko. Wie pan, magicznie wyczyścić moje komórki z wirusa i sprawić, iż niemowlę będzie zdrowe. Najzabawniejsze jest to, że nigdy go nie poznam. Będę patrzył jak się rozwija w łonie matki, a następnie sam odejdę pozostawiając Hermionę samą z tym wszystkim. Nie chcę czegoś takiego, nie chcę umierać w przeświadczeniu, że powzięła się za coś, co jest dla niej nie możliwe. 
  - Może pan przecież powiedzieć, że nie odda DNA – zasugerował lekarz. 
 - Nigdy jej niczego nie odmawiam. – w oczach Rona zebrały się łzy. Zacisnął wargi, aby powstrzymać się od płaczu. Lekarz taktowanie odwrócił wzrok i zmienił temat na kolejne badania, które powinny się odbyć w najbliższym czasie. Oczywiście chodziło o formalności, bez których Ronald nie otrzymałby wysokiej sumy odszkodowania za chorobę i… śmierć. 

With so many choices
I just didn’t know what to do now


   Bar Pod różdżką wyróżniał się wśród czarodziei niebywałą sławą. Witali do niego wszyscy ludzie, którzy cokolwiek liczyli się w magicznym społeczeństwie, najczęściej przez swoje nazwisko, czyli  coś dziedziczone od wielu pokoleń. Jednak Hermiona Granger jako jeden z najlepszych prawników w Anglii mogła pozwolić sobie na wejście bez żadnego problemu. 
   Po ciężkim dniu w Ministerstwie miała jedynie ochotę na jednego drinka, nie chciała wracać do domu i słuchać narzekać Ronalda. Miała tego serdecznie dość. 
   Od razu podeszła do baru i poprosiła dwie szklanki Ognistej Whiskey. Barman zlustrował ją wzrokiem i uśmiechnął się czarująco. Nie odwzajemniła gestu. Po prostu rzuciła ciężką torbę na blat i wbiła ponury wzrok w mugolski telewizor transmitujący na żywo mecz quidditcha. Nigdy nie interesowała się tym sportem, więc i tym razem nie pochłonęła ją gra. Odwróciła wzrok i spostrzegła, że jej zamówienie stoi w zasięgu ręki. Kątek oka zarejestrowała, że barman nadal się na nią patrzy, lecz to zignorowała. Już wiedziała, co sobie o niej pomyślał. Zmęczona, samotna kobieta przyszła do baru, aby wyjść z niego z obcym mężczyzną. Niedoczekanie. 
   Duszkiem wlała w siebie alkohol i powstrzymała się od rzuceniem szklanki na lśniący blat. Nawet nie zauważyła, że miejsce obok zostało zajęte przez młodego mężczyznę, na oko w jej wieku. Od razu go poznała. Draco Malfoy. 
  - Dzień dobry – burknęła i chwyciła za drugą szklankę. Z niej również się napiła, co mężczyzna uznał za bardzo zabawne, bo posłał Gryfonce jeden ze swoich ślicznych uśmiechów. Choć w głębi nadal miał sobie za złe, że zaczął podrywać kobietę. – Nadal nie mam ochoty rozmawiać z tobą na inny temat niż twoja nadal niewyjaśniona sprawa. 
  - Szkoda, bo mam ci wiele do powiedzenia – powiedział zgodnie z prawdą i zamówił szkocką. Hermiona zarumieniła się i odwróciła twarz w stronę ekranu telewizora. 
  - Ach tak – mruknęła zaciskając palce mocniej na szklance. – Jakoś nie mogę zgadnąć co to może być. Mowa o tobie lub o… tobie. Bardzo interesujące, Malfoy. 
  - Nie przesadzaj, Weasley. Jakoś ostatnio byłaś bardziej rozmowna, kiedy Scarlett Woodland zmusiła cię do przyjścia do tego samego baru. Zapomniałaś? 
  - Nie zapominam rozmów, w których pod wpływem alkoholu mówię zbyt dużo – burknęła i poprosiła o jeszcze jedną Ognistą. – Przeszkadzasz mi. 
  - Właśnie widzę, że alkohol to twój najlepszy przyjaciel. Po raz kolejny spotykamy się wtedy, kiedy zaczynasz sączyć swoje… drinki. 
   Hermiona spojrzała na niego wściekła i zaczęła zbierać swoje rzeczy. Powstrzymał ją łapiąc za nadgarstek. Strąciła jego dłoń ze swojego nadgarstka. 
  - Odwal się, Malfoy. To, że prowadzę twoją sprawę nie znaczy, że musisz mnie zaczepiać, kiedy w tym barze jest wiele osób, które na pewno znasz i są bardziej rozmowne niż ja. 
   Usłyszała w odpowiedzi tylko jego śmiech. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zauważyła tylko jedną czarownicę piszącą zawzięcie na swoim laptopie. Nadal nie mogła uwierzyć, że świat, w którym musiała żyć przez ostatnie lata, tak bardzo polubił mugolskie sprzęty. No tak, teraz już wiedziała dlaczego Malfoy się śmiał. 
  - No właśnie, jesteś jedyną i n t e r e s u j ą c ą osobą w tej knajpie – oznajmił. - I najładniejszą - dodał.
  - Czy ty ze mną flirtujesz? – zapytała i spojrzała na niego z pogardą. Uśmiechnął się czarująco do niej.
  - Dlaczego nie? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Jesteś bardzo ładna, a ja uwielbiam mężatki. Wiem, że ostatnio nie sprawiałem wrażenia rozmownego, ale przechodziłem prze trudny czas. 
  - Jesteś obrzydliwy – dopiła swojego drinka, rzuciła pieniądze na blat i zgarnęła swoją torbę. Nawet się nie obejrzawszy wyszła z baru. Draco Malfoy uśmiechnął się do siebie, wiedział, że złapała haczyk. 

_______________________________________________________
* Who am I to dream, dreams are for fools, they always let you down - Kim jestem, by marzyć, marzenia są dla głupców, zawsze cię zawodzą. (fragm. James Morrison - Wonderful World)
** And I know that it's wonderful world. But I can't feel it right now - Wiem, że to wspaniały świat. Ale nie potrafię tego teraz poczuć. (fragm. James Morrison - Wonderful World)
*** With so many choices, I just didn’t know what to do now - Z tak wielkimi możliwościami, po prostu nie wiedziałem, co teraz zrobić. (fragm. James Morrison - One life)

6 komentarzy:

  1. Akurat słuchałam dziś rano Jamesa Morrisona, więc wstawki z jego piosenek przypadły mi do gustu.
    Lepiej, zdecydowanie lepiej niż poprzednio. Ładne opisy uczuć.
    Boże, za każdym razem, kiedy piszesz o Ronie mam ochotę płakać. A zagranie Draco? Irytujące i bardzo zaskakujące. Zupełnie nie wiem, co o tym myśleć!
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  2. osz piękne! nie wiem czemu cale che mi się płakać jak czytam fragmenty z Ronem... cieszę się że on "odejdzie" i jednocześnie jest mi smutno. paranoja! czekam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. nowy rozdział i nie powiadomiłaś mnie!!
    Normanie zamorduje.
    po raz pierwszy w opowiadaniu szkoda mi Rona.
    Nigdy nie sądziłam że w ogóle tak będzie ale jednak jest.
    niecierpliwie czekam na ciag dalszy i prosze nie zapominaj o mnie.
    Uwielbiam Twoje opowiadanie i niecierpliwie czekam na jego dalszą część.
    kończę już bo się powtarzam.
    p.s.
    nie pamiętam czy powiadamiałam znowu ja u mnie NN.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam zaszczyt zaprosić na NN na http://niesmiertelne-serca.blogspot.con. O tytule:
    Rozdział XVIII „Śmierć – jedyne przeznaczenie, którego nie ominiesz”

    aut: faktycznie powiadamiałaś tylko ja ominęłam.
    Twój komentarz niechcący też.
    Ślepa niewiasta ze mnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze: Masz prześliczny szablon! Kiedy weszłam na Twojego bloga, aż otworzyłam usta z zachwytu! I mówię poważnie!
    Po drugie: Przeczytałam wszystkie rozdziały i wiesz co? Ten jest najlepszy. Naprawdę. Jest taki... hm... postaci zachowują się bardzo naturalnie, akcja toczy się płynnie i interesująco... Strasznie spodobał mi się ten rozdział. Napisałaś go zupełnie inaczej niż poprzednie i mam wrażenie, że wreszcie zrobiłaś to po prostu tak, jak lubisz:)
    Zafascynowało mnie to opowiadanie. Ron umiera (biedny rudzielec, wszyscy go uśmiercają:D), Malfoy ze złamanym sercem, Hermiona gubi się w swoich uczuciach, w swoim życiu.. tak jakby miotała się w zamkniętym pomieszczeniu.
    Podoba mi się, jak dobierasz słowa, jak opisujesz uczucia... kilka razy aż się wzruszyłam, gdy opisywana przez Ciebie sytuacja stanęła mi przed oczami.

    Dorzucam Cię do linków, jeśli nie masz nic przeciwko:)
    I jeśli możesz, powiadamiaj mnie o nowych rozdziałach, na http://dhk.xx.pl/

    P.S. Zmiany na onecie już do mnie dotarły i rzeczywiście z całą pewnością nie są one pozytywne... Prawdopodobnie wkrótce stracę cierpliwość i przeniosę się na inny portal. Ale wtedy na pewno o tym poinformuję:)

    Pozdrawiam,
    Deszczowa

    (A właśnie. Też zmieniłam nick. Tamten już mi się znudził. A może to fakt, że przez ostatni czas tak wiele zmieniło się w moim życiu sprawił, że on po prostu już do mnie nie pasuje...?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uważam, że ten rozdział jest najlepszy. Napisałam go dopiero po dłuższej przerwie i na prawdę się do tego przyłożyłam.
      Dzięki za miłe słowa. Tak, to jest właśnie mój styl - uczucia. Jestem kiepska w pisaniu akcji. A Ron... Cóż. Nie lubię g .

      Usuń

Obserwatorzy