Czas
biegnie nieubłagalnie, pomyślał Ronald Weasley i uśmiechnął
się smutno do przechodzącej obok kobiety. Nie znał jej. Jednak zdał sobie
sprawę, że taki uśmiech sprawia ludziom radość. Lubił patrzeć, kiedy
przechodzień odwzajemniał jego gest, a czasami machał w ramach pozdrowienia. On
nigdy nie odmachiwał.
Dni mijały zbyt wolno od
momentu, w którym pozwolił Hermionie odejść. Były dni, kiedy żałował swojej
decyzji, były też takie, kiedy czuł się wolny i szczęśliwy. Codziennie chciał
do niej napisać, dowiedzieć się, czy była szczęśliwa. Wróciłby gdyby było
inaczej.
Przypomniał sobie, że
zaledwie trzy miesiące temu, cała rozpromieniona rozmawiała o swojej pierwszej
wizycie u lekarza, o badaniach dotyczących ciąży. Pamiętał, jak podskakiwała z
radości, kiedy okazało się, iż on dzieci może mieć i wcale nie muszą
przechodzić przez to, co on.
Czy żałował?
Absolutnie nie.
Jego życie dobiegało
końca, czuł to każdego dnia, w każdej minucie. Patrzył jak jego ciało słabnie,
mięśnie stają się bezużyteczne, a on nie może sobie sam poradzić. Nie chciał
również, żeby ktokolwiek musiał patrzeć na jego cierpienie, znosić jęki i żale.
Pragnął spędzić ostatnie tygodnie samotnie w świadomości, że inni mają przed
sobą jeszcze całe życie, a on niestety został tego brutalnie pozbawiony.
Cała ta historia, jego
historia, a właściwie jego życie, opierało się głównie na niesieniu pomocy innym. Już w Hogwarcie
działał wraz z Harrym i Hermioną starając się uchronić świat od katastrofy.
Zarywał noce żeby odrobić prace domowe. Z drugiej strony, patrząc na to
wszystko uważniej, nie zrobił w swoim życiu nic konkretnego.
Owszem, poszukiwał
horkruksów. Jednak zrezygnował, kiedy jego przyjaciele potrzebowali jeszcze
jednej osoby do pomocy. Odszedł zostawiając ich. Zostawiając ją.
Ostatecznie toczył swoją
kolejną bitwę, w której przegrywał z kretesem już od samego początku. I cieszył
się, że tak właśnie jest. Były momenty,
w których siadał i rozpamiętywał swoją przeszłość, ale były też takie,
gdzie nie wiedział, co chciałby zrobić w przyszłości.
— Ron, wracajmy już do
domu.
Rudzielec odwrócił głowę w
stronę swojej siostry i uśmiechnął się delikatnie, leniwie.
— Widzisz, ludzie dzielą
się na dwie kategorię: ludzi miłych, którzy zachowują się cały czas
kulturalnie, oraz ludzi niemiłych, nie dbających o jakiekolwiek zasady i
ignorujący wszystkich, nie będących nimi. Wiesz do której my się zaliczamy?
Ginny pokręciła przecząco
głową i złapała starszego brata za rękę.
— Odkąd mieszkasz u mnie
zauważyłam, że masz filozoficzną naturę. Nie umiem odpowiedzieć na twoje
pytanie, chyba nie rozumiem, co masz na myśli.
Westchnął.
— Spójrz na przykład na
tego mężczyznę — wskazał dłonią na przeciwną stronę ulicy, gdzie młody, w
dobrze skrojonym garniturze, człowiek przytrzymywał drzwi nieznajomej kobiecie.
Nie była ona specjalnie piękna.
— Jest po prostu dobrze
wychowany. Możemy już wrócić? Harry został sam z Jamesem, a wiesz, że on sobie
kompletnie nie radzi z dziećmi.
Ronald oparł dłonie na
szklanym stoliku i podciągnął się do góry. Starał się nie pokazywać jak bardzo
go to boli.
On chciał jeszcze posiedzieć
w tej uroczej kawiarence i przypatrzeć się ludziom, ocenić ich i wymyślić im
własne, barwne historie.
Ginny podeszła do swojego
brata i złapała go pod ramiona prowadząc w stronę parkingu. Nie odzywała się
przez całą drogę, chociaż pragnęła zapytać go jak się czuje. Jednak sama była
uczulona na tego typu pytania, więc po prostu sobie odpuściła wiedząc, że
tylkozirytuje tym Ronalda.
Kiedy doszli do samochodu,
wyciągnęła z tylnej kieszeni dżinsów małe kluczyki i pospiesznie otworzyła
samochód, a następnie pomogła mężczyźnie do niego wsiąść.
— Poradzę sobie dalej —
sapnął i opadł głębiej w fotel.
Nie lubił, kiedy ktoś
próbował mu na siłę pomóc. Widział jakim człowiekiem się stał i nie chciał tego
zmieniać. Momentami nienawidził tego wszystkiego. Całego bólu, rozterek. Nie
mniej jednak powinien być wdzięczny, że Ginny przygarnęła go pod swój dach,
kiedy skończyły mu się wszystkie oszczędności i musiał opuścić Dziurawy Kocioł.
Ta cała sytuacji pokazała
mu, że na rodzinie może zawsze polegać. Może już nie na swoich rodzicach,
którzy dopiero teraz zrozumieli jak to jest wiązać ledwo koniec z końcem. Na
Ginny. Na Harrym. Po tylu latach mogli go po prosto zostawić, biorąc pod uwagę
to, że nie chciał się z nimi wcześniej kontaktować.
— Wychodzimy dzisiaj z
Harrym — zaczęła mówić Ginny.
Droga przed nimi ciągnęła
się niemiłosiernie i Ron po pewnym czasie miał dość. Źle się czuł, kiedy pojazd
podskakiwał na każdym wyboju. Już w czasie swojego dzieciństwa mógł narzekać na
to.
— Chciałbyś wyjść z nami?
Miał ochotę się roześmiać.
Gdzie on miałby z nimi wyjść? Do klubu, gdzie muzyka jest dla niego zbyt
głośna? Czy może do restauracji, w której nie będzie mógł nic zjeść? Jednak nie
chciał jej tego pokazywać.
— Gdzie?
Teraz to Ginny się
zmieszała. A on od razu zrozumiał gdzie wychodzi. Chciała, aby odwiedził
Hermionę, porozmawiał z nią. Wiedział, że ten rozwód będzie dla niej trudny.
Tym bardziej, że podjął decyzję za nią. Aczkolwiek nie chciał, aby siedziała i
użalała się nad nim. Miał dość litości.
Pewnie dlatego zaczęła się
spotykać z Malfoyem. Nie wątpił, że najpierw ich znajomość była na etapie
pracy. Została jego prawnikiem, chciała mu pomóc rozwiązać tą zagadkę. Tego na
początku nie rozumiał. Popełnił błąd i osądził tego człowieka na podstawie
informacji na jego temat jeszcze z lat szkolnych. Miał Dracona za człowieka
bezwględnego, gardzącego ludźmi brudnej krwi, mugolami. Jednak jak dowiedział
się z akt tej sprawy, po zakończeniu działań Voldemorta, Draco Malfoy stał się
innym człowiekiem. Wyjechał z Londynu na parę lat i zaczął żyć na marginesie
społeczeństwa. Czym się dokładnie zajmował Draco, Ronald nie wiedział. W aktach
nie mógł tego znaleźć i był niemal pewny, że to, co Hermiona miała wydrukowane
na kartkach papieru to tylko jedna setna tego, co posiadała na swoim laptopie.
Sam wykazał się wielką ignorancją i nigdy nie nauczył się obsługiwać tego
mugolskiego urządzenia. Teraz mógł tego żałować.
Jednak nie mógł wątpić w
przemianę Draco Malfoya. Na pewno nie zmienił się całkowicie. Skoro zaczął
podrywać żonę innego mężczyzny... Ron uważał to za typową zagrywkę byłego
Ślizgona.
— Powinieneś z nią porozmawiać
o tym, co się stało.
Zastanawiał się, czy
Hermiona jest szczęśliwa z Malfoyem. Czy zamieszkali razem, czy tylko się spotykają
po pracy i zajmują sobą. W jakimś stopniu miał nadzieję, że im nie wyszło.
Mógłby wtedy z czystym sercem powiedzieć, że Hermiona dostała za swojego. Z
drugiej strony nie widział sensu w odgrywaniu się za tą zdradę. Sam na to
zapracował, kiedy przestał jej okazywać jakąkolwiek czułość i wręcz ją
odrzucał.
— Czy ona...? Czy ona
mieszka z Malfoyem? — zapytał wprost. Miał dość tych wszystkich niejasności.
Jeżeli z nim zamieszkała to nie będzie jej odwiedzał. Wolał wtedy się z nią nie
kontaktować i żyć w niewiedzy.
— Zaproszenie jest pod
starym adresem, więc nie wiem. Nie rozmawiamy na ten temat. Harry wie więcej,
bo z nimi musi pracować.
— Co to znaczy: musi z nimi pracować?
Ginny westchnęła i
zwolniła pedał gazu. Zjechała na pobocze i zatrzymała się w niedozwolonym
miejscu.
— Posłuchaj mnie, Ron —
zaczęła. — To, że chciałeś się z nią rozstać nie oznacza, że nie wyrządziliście
sobie wzajemnie krzywdy. Ona cierpi i ty cierpisz. Żałuję, że nie wiedziałam o
niczym i nie przemówiłam ci do rozumu, bo ona wolała być z tobą, nie z nim.
Nieważne, co ich łączyło — przerwała mu. — Harry pracuje z nimi nad tą sprawą i
z tego, co wiem są już blisko rozwiązania. Gdyby Hermiona chciała zamieszkać z
Malfoyem (a byłaby to tylko jej decyzja, nikogo innego), to musiała by oddać
sprawę w inne ręce. Nie może spoufalać się ze swoim klientem, którym
niewątpliwie jest Malfoy. Jednak z tego, co mówi mi Harry między nimi nie jest
dobrze.
Ron nic nie potrafił z
siebie wydusić.
Nie rozumiał Malfoya. Dał
mu wolną rękę, mógł wziąć Hermionę dla siebie, ale tego nie uczynił. Harry
pomógłby mu wyjść z tej całej sytuacji. Dlaczego sama Hermiona nie zyskała z
tej szansy?
— Musisz zrozumieć —
kontynuowała Ginny — że nie zrobiłeś dobrej rzeczy. Malfoy przez wiele lat
gardził Hermioną i ona nie jest mu w stanie tego wybaczyć, nie potrafi mu zaufać.
Cały czas myśli, że ją zrani i zostawi, a to jest najgorsze. Postaw się na jej
miejscu.
— Dlaczego nikt nie
postawi się na moim miejscu? — zapytał ponurym głosem.
Ginny zacisnęła mocniej
usta.
— To ty zdecydowałeś za
was, rozumiesz? Ona zostawiłaby Malfoya i co więcej, planowała zostawić jego
sprawę oddając ją komuś innemu.
— Ale za bardzo się
zaangażowała, prawda? — uśmiechnął się. — Tak to już z nią jest, Ginny. Kiedy
jakaś sprawa zaczyna ją wciągać, nie widzi poza nią świata. Tym razem to zaszło
za daleko, więc ona nie zostawi Malfoya.
— Nie będę z tobą na ten
temat dyskutowała — powiedziała Ginny i odpaliła samochód. — Jak zdecydujesz
się z nami pójść, to powiedz. Hermiona na pewno ucieszy się na twój widok.
W to nie wątpił.
*
Draco Malfoy spojrzał do
góry i zobaczył w oknie sylwetkę kobiety. Miał nadzieję, że nie zatrzaśnie mu
drzwi przed nosem, kiedy już go zobaczyła i wie, że przyszedł. Jednocześnie
zapragnął znaleźć się w całkiem innym miejscu, ale teraz, kiedy nareszcie
zrozumiał, że ciągłe ukrywanie się nie ma sensu, zapragnął tego, co miał
dawniej z Carmen.
Patrząc teraz w okna
Hermiony, w jej ciemne włosy, które
zniknęły za zasłoną jakby w obawie przed tym, że mógł ją zobaczyć, zrozumiał,
że potrzebuje jej. Nie tylko w sensie prawnym, ale i prywatnym. Był idiotą, że
wcześniej tego nie zrozumiał i dopiero Ronald Weasley uświadomił mu to.
Żałował, że do tego doszło.
Mimo wszystko wiedział, że
on również nie pozostał jej obojętny. Podpisała te dokumenty, wyszła z jego
mieszkania z zawziętą miną. Przez te parę miesięcy zdołał ją poznać na tyle, że
wiedział, kiedy czuje ulgę, kiedy się cieszy. Łączyło ich wiele.
Oboje musieli dorosnąć
szybciej niż chcieli. Zamiast cieszyć się latami młodości - musieli je
poświęcić. On ze względu na Carmen, a ona ze względu na Weasleya. Do tego teraz
związała ich ta jedna sprawa, która ciągnie się od dłuższego czasu i on sam już
nie wie, co jest prawdą, a co kłamstwem. I wolał nie wiedzieć. Nie, kiedy
dostał szansę.
— Wejdziesz, skoro już
jesteś?
Drgnął, kiedy zobaczył ją
w otwartych drzwiach.
Jak zawsze wyglądała
zjawiskowo. Nawet w ciężkich chwilach swojego życia dbała o swój wygląd. Może dla ciebie? Zganił się za tę myśl.
— Spałaś w ogóle od
wczoraj?
Idąc za nią zobaczył, że
pokręciła przecząco głową. Domyślił się, że miała ciężką noc. Poprowadziła go
do swojego małego salonu i zaproponowała kawę. Podziękował jej.
Zajęła więc miejsce u jego
boku i oparła się o jego ramię. Zdziwił się, kiedy to zrobiła. Pamiętał jak
wczoraj wyszła od niego zła.
— Wszystko w porządku? —
zapytał i chciał ją pogłaskać po policzku, ale wtedy się opamiętała i spojrzała
na niego smutnym wzrokiem.
Westchnęła.
— Wiedziałam, że przyjdziesz.
Draco podniósł zaskoczony
głowę. Zobaczył w drzwiach od kuchni Scarlett Woodland. Miał dziwne przeczucie,
że to dopiero początek złego.
— Draco, muszę ci coś
opowiedzieć — dodała i podeszła do stołu kładąc na nim białą teczką Akt zgonu.
___________________
Zawaliłam na całej linii.
Jak ktoś to jeszcze czyta to może mnie zlinczować albo nawet uderzyć.
Trudno mi pisać rozdziały
na bloga, do którego straciłam już serce. Dlatego są coraz gorsze i wszystko
wydaje się być beznadziejne.
Zmieniłam szablon myśląc,
że to coś poprawi, ale fakt faktem - jestem już tym zmęczona. To jest chyba
moje ostatnie Dramione. Mam dość już Hermiony i Malfoya ciągle do siebie
wzdychających, bo szczerze przyznajcie, że to jest niemożliwe.
Zraziłam się do
opowiadania, ale je skończę.
Pozdrawiam.
edit. 10.09.2013
Ja się zastanawiam, dla kogo piszę to opowiadanie..?
edit. 10.09.2013
Ja się zastanawiam, dla kogo piszę to opowiadanie..?
Wielka szkoda że podczas, gdy ja mam pomysł na kolejne dramione Ty tracisz serce do swojego.
OdpowiedzUsuńNaprawdę lubię te historię i czytam ją z wypiekami na twarzy.
I ten rozdział wcale nie wyszedł najgorzej.
Szkoda mi Rona.
Wspaniale opisałaś jego uczucia i wszystko inne związane z jego choroba.
nie jest mu łatwe, że nie może nic więcej.
Mam nadzieję, że mimo wszystko dokończysz opowiadanie, chociaż zdaje sobie sprawę że będzie Ci trudno.
Mimo wszystko trzymam kciuki i mam nadzieję że na drugim blogu wkrótce coś się pojawi.
pozdrawiam i całuje;*
według mnie rozdział wyszedł całkiem fajny, ciekawe jak Draco przyjmie prawdę, z niecierpliwością czekam
OdpowiedzUsuńmm
Jej, nie uderzę Cię, bo tak strasznie się cieszę , że dodałaś ten rozdział :)
OdpowiedzUsuńJest cudowny :>
Naprawdę szkoda mi Rona.
Te wszystkie emocje jakie się w nim kotłują, opisałaś pierwszorzędnie. Pozostaje mi czekać z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam M.
o bosz! wszystko na raz! Draco i Carmen... a pewnie zaraz przyjdzie Ron, Ginny i Harry... będzie się działo, ciekawi mnie czemu zona Draco przyszła do Hermiony i przy niej [chyba] powie mu prawdę? hm aj robi się ciekawie! wypacz ze tak późno komentuje, pozdrawiam i czekam na więcej! :)
OdpowiedzUsuńJuż się nie mogę doczekać kolejnego ... Bardzo ciekawie piszesz, to pierwsze Dramione w którym ktoś opisuje rozterki małżeńskie obu postaci .... :))
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńAle Draco nie wiedział, że jego żona żyje, więc trudno mówić tu o rozterkach miłosnych :)