wtorek, 27 sierpnia 2013

Wachlarz uczuć XIV

Czas biegnie nieubłagalnie, pomyślał Ronald Weasley i uśmiechnął się smutno do przechodzącej obok kobiety. Nie znał jej. Jednak zdał sobie sprawę, że taki uśmiech sprawia ludziom radość. Lubił patrzeć, kiedy przechodzień odwzajemniał jego gest, a czasami machał w ramach pozdrowienia. On nigdy nie odmachiwał.
Dni mijały zbyt wolno od momentu, w którym pozwolił Hermionie odejść. Były dni, kiedy żałował swojej decyzji, były też takie, kiedy czuł się wolny i szczęśliwy. Codziennie chciał do niej napisać, dowiedzieć się, czy była szczęśliwa. Wróciłby gdyby było inaczej.
Przypomniał sobie, że zaledwie trzy miesiące temu, cała rozpromieniona rozmawiała o swojej pierwszej wizycie u lekarza, o badaniach dotyczących ciąży. Pamiętał, jak podskakiwała z radości, kiedy okazało się, iż on dzieci może mieć i wcale nie muszą przechodzić przez to, co on.
Czy żałował?
Absolutnie nie.
Jego życie dobiegało końca, czuł to każdego dnia, w każdej minucie. Patrzył jak jego ciało słabnie, mięśnie stają się bezużyteczne, a on nie może sobie sam poradzić. Nie chciał również, żeby ktokolwiek musiał patrzeć na jego cierpienie, znosić jęki i żale. Pragnął spędzić ostatnie tygodnie samotnie w świadomości, że inni mają przed sobą jeszcze całe życie, a on niestety został tego brutalnie pozbawiony.
Cała ta historia, jego historia, a właściwie jego życie, opierało się głównie  na niesieniu pomocy innym. Już w Hogwarcie działał wraz z Harrym i Hermioną starając się uchronić świat od katastrofy. Zarywał noce żeby odrobić prace domowe. Z drugiej strony, patrząc na to wszystko uważniej, nie zrobił w swoim życiu nic konkretnego.
Owszem, poszukiwał horkruksów. Jednak zrezygnował, kiedy jego przyjaciele potrzebowali jeszcze jednej osoby do pomocy. Odszedł zostawiając ich. Zostawiając ją.
Ostatecznie toczył swoją kolejną bitwę, w której przegrywał z kretesem już od samego początku. I cieszył się, że tak właśnie jest. Były momenty,  w których siadał i rozpamiętywał swoją przeszłość, ale były też takie, gdzie nie wiedział, co chciałby zrobić w przyszłości.
— Ron, wracajmy już do domu.
Rudzielec odwrócił głowę w stronę swojej siostry i uśmiechnął się delikatnie, leniwie.
— Widzisz, ludzie dzielą się na dwie kategorię: ludzi miłych, którzy zachowują się cały czas kulturalnie, oraz ludzi niemiłych, nie dbających o jakiekolwiek zasady i ignorujący wszystkich, nie będących nimi. Wiesz do której my się zaliczamy?
Ginny pokręciła przecząco głową i złapała starszego brata za rękę.
— Odkąd mieszkasz u mnie zauważyłam, że masz filozoficzną naturę. Nie umiem odpowiedzieć na twoje pytanie, chyba nie rozumiem, co masz na myśli.
Westchnął.
— Spójrz na przykład na tego mężczyznę — wskazał dłonią na przeciwną stronę ulicy, gdzie młody, w dobrze skrojonym garniturze, człowiek przytrzymywał drzwi nieznajomej kobiecie. Nie była ona specjalnie piękna.
— Jest po prostu dobrze wychowany. Możemy już wrócić? Harry został sam z Jamesem, a wiesz, że on sobie kompletnie nie radzi z dziećmi.
Ronald oparł dłonie na szklanym stoliku i podciągnął się do góry. Starał się nie pokazywać jak bardzo go to boli.
On chciał jeszcze posiedzieć w tej uroczej kawiarence i przypatrzeć się ludziom, ocenić ich i wymyślić im własne, barwne historie.
Ginny podeszła do swojego brata i złapała go pod ramiona prowadząc w stronę parkingu. Nie odzywała się przez całą drogę, chociaż pragnęła zapytać go jak się czuje. Jednak sama była uczulona na tego typu pytania, więc po prostu sobie odpuściła wiedząc, że tylkozirytuje tym Ronalda.
Kiedy doszli do samochodu, wyciągnęła z tylnej kieszeni dżinsów małe kluczyki i pospiesznie otworzyła samochód, a następnie pomogła mężczyźnie do niego wsiąść.
— Poradzę sobie dalej — sapnął i opadł głębiej w fotel.
Nie lubił, kiedy ktoś próbował mu na siłę pomóc. Widział jakim człowiekiem się stał i nie chciał tego zmieniać. Momentami nienawidził tego wszystkiego. Całego bólu, rozterek. Nie mniej jednak powinien być wdzięczny, że Ginny przygarnęła go pod swój dach, kiedy skończyły mu się wszystkie oszczędności i musiał opuścić Dziurawy Kocioł.
Ta cała sytuacji pokazała mu, że na rodzinie może zawsze polegać. Może już nie na swoich rodzicach, którzy dopiero teraz zrozumieli jak to jest wiązać ledwo koniec z końcem. Na Ginny. Na Harrym. Po tylu latach mogli go po prosto zostawić, biorąc pod uwagę to, że nie chciał się z nimi wcześniej kontaktować.
­— Wychodzimy dzisiaj z Harrym — zaczęła mówić Ginny.
Droga przed nimi ciągnęła się niemiłosiernie i Ron po pewnym czasie miał dość. Źle się czuł, kiedy pojazd podskakiwał na każdym wyboju. Już w czasie swojego dzieciństwa mógł narzekać na to.
— Chciałbyś wyjść z nami?
Miał ochotę się roześmiać. Gdzie on miałby z nimi wyjść? Do klubu, gdzie muzyka jest dla niego zbyt głośna? Czy może do restauracji, w której nie będzie mógł nic zjeść? Jednak nie chciał jej tego pokazywać.
— Gdzie?
Teraz to Ginny się zmieszała. A on od razu zrozumiał gdzie wychodzi. Chciała, aby odwiedził Hermionę, porozmawiał z nią. Wiedział, że ten rozwód będzie dla niej trudny. Tym bardziej, że podjął decyzję za nią. Aczkolwiek nie chciał, aby siedziała i użalała się nad nim. Miał dość litości.
Pewnie dlatego zaczęła się spotykać z Malfoyem. Nie wątpił, że najpierw ich znajomość była na etapie pracy. Została jego prawnikiem, chciała mu pomóc rozwiązać tą zagadkę. Tego na początku nie rozumiał. Popełnił błąd i osądził tego człowieka na podstawie informacji na jego temat jeszcze z lat szkolnych. Miał Dracona za człowieka bezwględnego, gardzącego ludźmi brudnej krwi, mugolami. Jednak jak dowiedział się z akt tej sprawy, po zakończeniu działań Voldemorta, Draco Malfoy stał się innym człowiekiem. Wyjechał z Londynu na parę lat i zaczął żyć na marginesie społeczeństwa. Czym się dokładnie zajmował Draco, Ronald nie wiedział. W aktach nie mógł tego znaleźć i był niemal pewny, że to, co Hermiona miała wydrukowane na kartkach papieru to tylko jedna setna tego, co posiadała na swoim laptopie. Sam wykazał się wielką ignorancją i nigdy nie nauczył się obsługiwać tego mugolskiego urządzenia. Teraz mógł tego żałować.
Jednak nie mógł wątpić w przemianę Draco Malfoya. Na pewno nie zmienił się całkowicie. Skoro zaczął podrywać żonę innego mężczyzny... Ron uważał to za typową zagrywkę byłego Ślizgona.
— Powinieneś z nią porozmawiać o tym, co się stało.
Zastanawiał się, czy Hermiona jest szczęśliwa z Malfoyem. Czy zamieszkali razem, czy tylko się spotykają po pracy i zajmują sobą. W jakimś stopniu miał nadzieję, że im nie wyszło. Mógłby wtedy z czystym sercem powiedzieć, że Hermiona dostała za swojego. Z drugiej strony nie widział sensu w odgrywaniu się za tą zdradę. Sam na to zapracował, kiedy przestał jej okazywać jakąkolwiek czułość i wręcz ją odrzucał.
— Czy ona...? Czy ona mieszka z Malfoyem? — zapytał wprost. Miał dość tych wszystkich niejasności. Jeżeli z nim zamieszkała to nie będzie jej odwiedzał. Wolał wtedy się z nią nie kontaktować i żyć w niewiedzy.
— Zaproszenie jest pod starym adresem, więc nie wiem. Nie rozmawiamy na ten temat. Harry wie więcej, bo z nimi musi pracować.
— Co to znaczy: musi z nimi pracować?
Ginny westchnęła i zwolniła pedał gazu. Zjechała na pobocze i zatrzymała się w niedozwolonym miejscu.
— Posłuchaj mnie, Ron — zaczęła. — To, że chciałeś się z nią rozstać nie oznacza, że nie wyrządziliście sobie wzajemnie krzywdy. Ona cierpi i ty cierpisz. Żałuję, że nie wiedziałam o niczym i nie przemówiłam ci do rozumu, bo ona wolała być z tobą, nie z nim. Nieważne, co ich łączyło — przerwała mu. — Harry pracuje z nimi nad tą sprawą i z tego, co wiem są już blisko rozwiązania. Gdyby Hermiona chciała zamieszkać z Malfoyem (a byłaby to tylko jej decyzja, nikogo innego), to musiała by oddać sprawę w inne ręce. Nie może spoufalać się ze swoim klientem, którym niewątpliwie jest Malfoy. Jednak z tego, co mówi mi Harry między nimi nie jest dobrze.
Ron nic nie potrafił z siebie wydusić.
Nie rozumiał Malfoya. Dał mu wolną rękę, mógł wziąć Hermionę dla siebie, ale tego nie uczynił. Harry pomógłby mu wyjść z tej całej sytuacji. Dlaczego sama Hermiona nie zyskała z tej szansy?
— Musisz zrozumieć — kontynuowała Ginny — że nie zrobiłeś dobrej rzeczy. Malfoy przez wiele lat gardził Hermioną i ona nie jest mu w stanie tego wybaczyć, nie potrafi mu zaufać. Cały czas myśli, że ją zrani i zostawi, a to jest najgorsze. Postaw się na jej miejscu.
— Dlaczego nikt nie postawi się na moim miejscu? — zapytał ponurym głosem.
Ginny zacisnęła mocniej usta.
— To ty zdecydowałeś za was, rozumiesz? Ona zostawiłaby Malfoya i co więcej, planowała zostawić jego sprawę oddając ją komuś innemu.
— Ale za bardzo się zaangażowała, prawda? — uśmiechnął się. — Tak to już z nią jest, Ginny. Kiedy jakaś sprawa zaczyna ją wciągać, nie widzi poza nią świata. Tym razem to zaszło za daleko, więc ona nie zostawi Malfoya.
— Nie będę z tobą na ten temat dyskutowała — powiedziała Ginny i odpaliła samochód. — Jak zdecydujesz się z nami pójść, to powiedz. Hermiona na pewno ucieszy się na twój widok.
W to nie wątpił.

*

Draco Malfoy spojrzał do góry i zobaczył w oknie sylwetkę kobiety. Miał nadzieję, że nie zatrzaśnie mu drzwi przed nosem, kiedy już go zobaczyła i wie, że przyszedł. Jednocześnie zapragnął znaleźć się w całkiem innym miejscu, ale teraz, kiedy nareszcie zrozumiał, że ciągłe ukrywanie się nie ma sensu, zapragnął tego, co miał dawniej z Carmen.
Patrząc teraz w okna Hermiony,  w jej ciemne włosy, które zniknęły za zasłoną jakby w obawie przed tym, że mógł ją zobaczyć, zrozumiał, że potrzebuje jej. Nie tylko w sensie prawnym, ale i prywatnym. Był idiotą, że wcześniej tego nie zrozumiał i dopiero Ronald Weasley uświadomił mu to. Żałował, że do tego doszło.
Mimo wszystko wiedział, że on również nie pozostał jej obojętny. Podpisała te dokumenty, wyszła z jego mieszkania z zawziętą miną. Przez te parę miesięcy zdołał ją poznać na tyle, że wiedział, kiedy czuje ulgę, kiedy się cieszy. Łączyło ich wiele.
Oboje musieli dorosnąć szybciej niż chcieli. Zamiast cieszyć się latami młodości - musieli je poświęcić. On ze względu na Carmen, a ona ze względu na Weasleya. Do tego teraz związała ich ta jedna sprawa, która ciągnie się od dłuższego czasu i on sam już nie wie, co jest prawdą, a co kłamstwem. I wolał nie wiedzieć. Nie, kiedy dostał szansę.
— Wejdziesz, skoro już jesteś?
Drgnął, kiedy zobaczył ją w otwartych drzwiach.
Jak zawsze wyglądała zjawiskowo. Nawet w ciężkich chwilach swojego życia dbała o swój wygląd. Może dla ciebie? Zganił się za tę myśl.
— Spałaś w ogóle od wczoraj?
Idąc za nią zobaczył, że pokręciła przecząco głową. Domyślił się, że miała ciężką noc. Poprowadziła go do swojego małego salonu i zaproponowała kawę. Podziękował jej.
Zajęła więc miejsce u jego boku i oparła się o jego ramię. Zdziwił się, kiedy to zrobiła. Pamiętał jak wczoraj wyszła od niego zła.
— Wszystko w porządku? — zapytał i chciał ją pogłaskać po policzku, ale wtedy się opamiętała i spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
Westchnęła.
— Wiedziałam, że przyjdziesz.
Draco podniósł zaskoczony głowę. Zobaczył w drzwiach od kuchni Scarlett Woodland. Miał dziwne przeczucie, że to dopiero początek złego.
— Draco, muszę ci coś opowiedzieć — dodała i podeszła do stołu kładąc na nim białą teczką Akt zgonu.

___________________
Zawaliłam na całej linii. Jak ktoś to jeszcze czyta to może mnie zlinczować albo nawet uderzyć.
Trudno mi pisać rozdziały na bloga, do którego straciłam już serce. Dlatego są coraz gorsze i wszystko wydaje się być beznadziejne.
Zmieniłam szablon myśląc, że to coś poprawi, ale fakt faktem - jestem już tym zmęczona. To jest chyba moje ostatnie Dramione. Mam dość już Hermiony i Malfoya ciągle do siebie wzdychających, bo szczerze przyznajcie, że to jest niemożliwe.
Zraziłam się do opowiadania, ale je skończę.

Pozdrawiam.

edit. 10.09.2013 
Ja się zastanawiam, dla kogo piszę to opowiadanie..? 


6 komentarzy:

  1. Wielka szkoda że podczas, gdy ja mam pomysł na kolejne dramione Ty tracisz serce do swojego.
    Naprawdę lubię te historię i czytam ją z wypiekami na twarzy.
    I ten rozdział wcale nie wyszedł najgorzej.
    Szkoda mi Rona.
    Wspaniale opisałaś jego uczucia i wszystko inne związane z jego choroba.
    nie jest mu łatwe, że nie może nic więcej.
    Mam nadzieję, że mimo wszystko dokończysz opowiadanie, chociaż zdaje sobie sprawę że będzie Ci trudno.
    Mimo wszystko trzymam kciuki i mam nadzieję że na drugim blogu wkrótce coś się pojawi.

    pozdrawiam i całuje;*

    OdpowiedzUsuń
  2. według mnie rozdział wyszedł całkiem fajny, ciekawe jak Draco przyjmie prawdę, z niecierpliwością czekam
    mm

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej, nie uderzę Cię, bo tak strasznie się cieszę , że dodałaś ten rozdział :)
    Jest cudowny :>
    Naprawdę szkoda mi Rona.
    Te wszystkie emocje jakie się w nim kotłują, opisałaś pierwszorzędnie. Pozostaje mi czekać z niecierpliwością na kolejny rozdział :)

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  4. o bosz! wszystko na raz! Draco i Carmen... a pewnie zaraz przyjdzie Ron, Ginny i Harry... będzie się działo, ciekawi mnie czemu zona Draco przyszła do Hermiony i przy niej [chyba] powie mu prawdę? hm aj robi się ciekawie! wypacz ze tak późno komentuje, pozdrawiam i czekam na więcej! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Już się nie mogę doczekać kolejnego ... Bardzo ciekawie piszesz, to pierwsze Dramione w którym ktoś opisuje rozterki małżeńskie obu postaci .... :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki.
      Ale Draco nie wiedział, że jego żona żyje, więc trudno mówić tu o rozterkach miłosnych :)

      Usuń

Obserwatorzy