piątek, 6 grudnia 2013

Wachlarz uczuć XVII

HERMIONA
Hermiona oparła się o plastikowe krzesełko znajdujące się na szpitalnym korytarzu i znużona przymknęła oczy. Była wykończona po dzisiejszym dniu. Wszystko spadło na nią nagle: najpierw wyznanie prawdy Draconowi, przyjęcie, rozmowa z Ronem, a teraz wypadek, który sprawił, że wraz z Potterami znalazła się w Mungu czekając na jakąkolwiek wiadomość o swoim byłym mężu.
Usłyszała ciężkie kroki i machinalnie otworzyła oczy, prostując się. W jej stronę zmierzał Harry z dwoma steropianymi kubkami. Nawet z tej odległości potrafiła zobaczyć, że ich zawartość paruję. Skrzywiła się, bo wiedziała, co znajdzie w środku. Nienawidziła szpitalnej kawy. A Harry uważał, że ona pomoże jej się zrelaksować. Miała wrażenie, że wcale jej nie znał.
Spojrzała krytycznie na ciemny płyn w kubku i skrzywiła się czując zapach. Rzuciła szybkie spojrzenie na przyjaciela i podziękowała mu. Napoju nie wzięła.
Harry również nic nie powiedział i wręczył kawę swojej żonie, a z drugiego kubka upił mały łyk i sam się skrzywił. Hermiona miała ochotę zaśmiać się z jego reakcji albo chociaż o szturchnąć, ale nie znalazła w sobie tyle siły, aby to zrobić. Ponownie przymknęła powieki i pogrążyła się w nieustającej ciszy. Jak dotąd żadnej magomedyk jej nie przerwał, więc nie wiedziała co się dzieje z Ronem – jak zareagował na leczenie, które właśnie przechodził. Chociaż szczerze mówiąc nie miała już żadnych nadziei. Żadne leczenie nie przywróci Ronaldowi zdrowia, nie zwróci straconych lat. Mógł on ewentualnie przedłużyć jego życie w taki sposób, że z bólu cierpiał by coraz bardziej aż do chwili, gdy nagle jego serce się zatrzyma.
Zacisnęła usta. Nie potrafiła myśleć, że Ronalda wkrótce zabraknie między nimi. Mieli tyle wspólnych wspomnień i przygód odkąd skończyli jedenaście lat.
Pamiętała jak uratował ją przed trollem w łazience dla dziewcząt podczas uczty. Jak poświęcił się dla niej w grze w szachy, kiedy szli po kamień filozoficzny. Jak w drugiej klasie razem z Harrym wybrał się do Komnaty Tajemnic, aby zmierzyć się z Bazyliszkiem. Nie wiedziała wtedy, czy naprawdę to zrobią, ale miała nadzieję, że wskazówka, którą im zostawiła skłoni ich do tego. Pamiętała również jak w trzeciej klasie ciągle się kłócili i wtedy miała przed nim tajemnice, którą do tej pory mu nie zdradziła. Miała nadzieję, że Harry również trzymał język za zębami. Czwarta klasa była dla nich przygnębiająca, ze względu na Pottera, który brał udział w Turnieju Trójmagicznym i chłopcy ciągle się kłócili. Natomiast w piątek klasie zaczęli wspólnie działać w Gwardii Dumbledore'a i ostatecznie udali się do Departamentu Tajemnic. Do tej pory nie może uwierzyć, że się tam znaleźli i przeżyli. A szóstej klasie zrozumiała swoje uczucia do niego, ale on kompletnie to ignorował albo nie chciał o tym wiedzieć. A siódma klasa...? Cóż, jej nie było. Wiele tygodni spędzili w starej kwaterze Zakonu Feniksa obmyślając plan, co zrobić dalej. Po wizycie w Ministerstwie Magii musieli opuścić bezpieczną kryjówkę i mieszkać w lesie. Nienawidziła tego okresu życia głównie ze względu na to, że Ron miał ranę po rozszczepieniu, wszyscy byli na siebie źli z powodu takiego rozwiązania, a w niedługim czasie potem Ron ich opuścił. Pamiętała jego powrót, podróż go Hogwartu. I pierwszy pocałunek.
— Hermiono, Draco przyszedł — usłyszała głos swojego przyjaciela. Otworzyła gwałtownie oczy i odgoniła od siebie wizję pocałunków z Ronaldem.
Draco Malfoy stał przed nią, ubrany w dżinsy, koszulę. Miał również roztrzepane włosy, więc szybko domyśliła się, że przyjęcie dobiegło końca, a on w pośpiechu zdążył wszystko załatwić. Próbowała się do niego uśmiechnąć, ale wyszedł jej nic nie znaczący grymas. Natomiast on złapał ją za rękę i podciągnął do góry, aby po chwili przytulić. Nie potrzebował nic więcej mówić. Był w szpitalu dla Hermiony, nie dla Weasleya, który tak naprawdę nic dla niego nie znaczył. Wiedział, że jeżeli Ronowi coś by się stało, Hermiona  nie chciałaby się z tym pogodzić i wolał być przy niej, aby nie zamknęła się w sobie.
— Dziękuję.
To mu w zupełności wystarczyło.
— Macie jakieś wieści? — zapytał. Hermiona pokręciła przecząco głową i opadła na plastikowe krzesełko.

DRACO
Draco spojrzał na nią ze współczuciem. Doskonale wiedział w jakiej sytuacji znajduje się Hermiona, przecież parę lat temu sam zajmował miejsce na tym korytarzu czekając na jakąkolwiek wiadomość. Teraz jak się okazało, czekał na wiadomość o stanie zdrowia kompletnie obcej mu osobie.
Złapał Hermionę za rękę i delikatnie ją ścisnął. Spojrzała na niego wzrokiem bez wyrazu. Była przygnębiona, dodatkowo zdezorientowana. Trudno jest siedzieć bezczynnie, kiedy losy bliskiej osoby warzą się niedaleko.
Draco pragnął ją pocieszyć, ale w tej chwili na nic by się to zdało. Westchnął po prostu i odwrócił się, aby spojrzeć na Potterów. Oni również wyglądali na przestraszonych, miny mieli pełne napięcia. Nic dziwnego. Weasley jest dla nich bliską osobą. Zdziwił się, że nie było nigdzie widać reszty rodziny Rona. Zapamiętał Molly Weasley jako kobietę, która kocha swoje dzieci nad życie i poświęca dla nich każdą minutę. Natomiast teraz jej tutaj nie było. Chciał dowiedzieć się, dlaczego, ale nie chciał wytrącać kobiety z równowagi.
Na końcu korytarza otworzyły się szklane drzwi i wyszedł stamtąd podstarzały czarodziej, w długiej, czarnej szacie z miną, która nie wróżyła nic dobrego. Wskazał mężczyznę i widząc, że nikt nie kwapi się, aby wstać i zamienić z nim słowo, sam to zrobił.
Draco zbliżył się do mężczyzny w pośpiechu wyciągając w jego stronę dłoń. Miał nadzieję, że magomedyk nie uzna tego za spoufalanie się.
— Czy coś wiadomo?
Wcale się nie spodziewał, że usłyszy odpowiedź. Nie był nikim z rodziny, a więc przekazywanie mu takich informacji wcale nie było konieczne. Wiedział jednak, że ani Potterowie, ani Hermiona nie podniosą się z miejsca, aby to zrobić.
— Przeprowadziliśmy wszystkie potrzebne badania, ale w jego stanie nawet magia nie pomoże. Przepraszam, kim pan jest?
— Draco Malfoy, przyjaciel Ronalda Weasleya.
Wypowiedział te słowa z trudem. Wcale nie był przyjacielem Weasleya. Nie po tym, co robił mu w szkole, jak obrażał jego rodzinę i nieustannie szydził z ich stanu majątkowego. A po wielu latach odebrał mu żonę, doskonale wiedząc, że go to zrani. Dopiero teraz Draco zrozumiał, że popełnił wiele błędów w swoim życiu, ale zdawał sobie sprawę, że nie będzie w stanie ich prędko naprawić. To, co wyprawiał za czasów młodości nigdy już nie miało do niego wrócić. Hogwart wspomina jako okres, którego nienawidził w całym swoim życiu. Spędził w zamku całe swoje dzieciństwo i choć znajdował się daleko od rodzinnego dworku, wcale nie czuł się tam bezpiecznie. Doskonale wiedział, że jego ojciec w każdej chwili może przybyć do zamku i nic nie będzie go powstrzymywało - Lucjusza nie interesowało to, że na jego czyny będą patrzyły się gromady uczniów. Draco pamiętał jak wielokrotnie ojciec przychodził do jego pokoju, aby wymierzyć mu karę, na którą nie zasługiwał. Kiedy Voldemort się odrodził, to wcale nie było lepiej. Stanął po stronie Czarnego Pana, bo mu kazano. Nie miał wielkiego wyboru. Nie mniej jednak wtedy pogodził się z losem i bez szemrania wykonywał wszystkie zadania. Nie, jednego nie wykonał, za co cała jego rodzina przypłaciła zdrowiem i szacunkiem. Czarny Pan momentalnie przestał im ufać i uczynił ich zwykłymi sługami, panoszył się po całym domu jakby był jego, karał służbę, zabijał skrzaty domowe i wszystko, co stanęło mu na drodze.
— Panie Malfoy? Pański przyjaciel nie czuje się zbyt wiele, obawiam się, że nie zostało mu już wiele czasu. Jeżeli Pan, i pańscy towarzysze chcecie go odwiedzić, to zróbcie to teraz, zanim podamy mu eliksir Słodkiego Snu. Pan Weasley musi teraz wypocząć po tak silnym ataku, stracił zbyt wiele krwi.
Draco pokiwał cierpliwie głową, odganiając od siebie wspomnienia sprzed lat. Żałował tego, co robił za każdym razem jak spojrzał na ludzi, których skrzywdził. Carmen pomogła mu zrozumieć, że świat nie jest taki zły jak mu się wydawało. Nigdy nie powiedział swojej żonie, że torturował niewinnych ludzi, a raz usiłował zabić człowieka. Nie, to nie było jej do niczego potrzebne, chociaż wiedział, że przez to ją okłamywał.
— Proszę pana — ponaglił magomedyk.
Malfoy odsunął się od mężczyzny i podszedł do Pottera. Pokrótce opowiedział mu, co się działo z Ronaldem, wyjaśnił, że za parę minut zostanie mu podany eliksir i nikt nie będzie w stanie zamienić z nim żadnego słowa. Wyjaśnił mu również, że czas Weasleya się kończy i że choroba weszła w zaawansowane stadium. Nic dziwnego, Ron chorował od dłuższego czasu, a choroba postępowała w zastraszającym tempie. Po tym jak został zarażony, powinien mieć przed sobą perspektywę co najmniej dwudziestu lat życia, a stało się całkiem inaczej. Wystarczyły cztery, aby ostatecznie przegrał walkę i poddał się chorobie. A teraz całkowicie zabrakło mu sił. To był jego koniec.
— Chciałabyś z nim porozmawiać, Hermiono? — zwrócił się do kobiety, kiedy Potter wraz z żoną odeszli w głąb korytarza. — Uzdrowiciel powiedział...
— ...że nie zostało mu wiele czasu. Wiem, Draco. Słyszałam całą waszą rozmowę, nie jestem głucha.
Mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem i zajął ponownie miejsce obok ukochanej.
— To w takim razie powinnaś wiedzieć, że możesz już nie mieć możliwości na szczerą rozmowę z nim. Powinnaś wstać i pójść tam z Potterami, aby chociaż pożegnać się i wrócić tutaj jutro, pojutrze.
— On nie przeżyje tej nocy, Draco — wyszeptała. — Boję się tam iść, bo wiem, że już więcej go nie zobaczę. Nie chcę z nim rozmawiać o tym, co się stanie. Po prostu nie potrafię tego zrobić. On nadal jest mi bliski i nigdy go nie zapomnę, nie chcę wierzyć, że to pożegnanie. Rozmawiałam z nim dzisiaj, parę godzin temu. I wiesz co mi powiedział? Że cieszy się, że jestem szczęśliwa, nawet jeżeli to jesteś ty. I że niczego nie żałuje, co było między nami, że chciał odejść już wcześniej, abym nie patrzyła jak umiera. To zabolało. Ron jest dla mnie bardzo ważny i kiedy pomyślę, że miałabym tam wejść i udawać, że wszystko będzie dobrze, jest mi źle. Znam go na tyle, aby wiedzieć, że nie przeżyje tej nocy. Nie pytaj mnie skąd, po prostu wiem. On już dawno sie poddał i przestał walczyć. Woli umrzeć niż sprawiać nam przykrość. Myśli, że tak będzie dla nas wszystkich lepiej: dla mnie, dla Ginny, jego rodziców, George'a, Billa, Charlie'go, Percy'ego.
— Hermiono, przestań. Nie chcesz go odwiedzić, pożegnać się, ja to wszystko rozumiem. Ale wiem też, że potem będziesz tego żałowała z całego serca, kiedy staniesz nad jego grobem z garścią piachu w dłoni. Pomyślisz wtedy, że zmarnowałaś jedyną szansę, aby powiedzieć mu, co czujesz w związku z tą całą sytuacją. Wiem, że dzisiaj z nim rozmawiałaś - nie tylko ty to zrobiłaś. Każde z nas miało z nim sprawę, niedokończoną sprawę i właśnie dzisiaj podczas przyjęcia musieliśmy wszystko zakończyć. Ron wie, że się tobą zajmę i że będziesz przy mnie zawsze bezpieczna. Zaufał mi, bo jest inteligenty i widzi rzeczy, których do tej pory nie widziałem.
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— W tej chwili jest to nieistotne. Powinnaś wstać, pójść do niego zanim będzie za późno. Zrób to, jeżeli nie dla siebie, to dla niego.
Pokiwała w milczeniu głową i podniosła się z plastikowego krzesła. Spojrzała na niego i wyciągnęła dłoń.
— Chodź ze mną. Ty również powinieneś powiedzieć mu ostatnie słowo.
Bez słowa wstał i skierował się w z kobietą w stronę pojedynczych drzwi, za którymi znajdował się Ronald Weasley.

HERMIONA
Idąc do pokoju Rona zastanawiała się, co mu powie. W jednej chwili nie miała pojęcia jak rozpocząć rozmowę, aby nie zdradzić, że to koniec ich wspólnej przygody. Że z trójki przyjaciół pozostanie tylko dwójka. Zastanawiała się jak to wszystko znosi Harry, który od jakiegoś czasu nie okazywał żadnych uczuć z tym związanych. Wydawało jej się, że Potter jest człowiekiem ze stali, który przeszedł już tyle, pożegnał wielu wspaniałych ludzi, którzy umarli za niego. Nigdy nie poznał swoich rodziców, a wkrótce przyjdzie mu stracić najlepszego przyjaciela. Hermiona cieszyła się, że oprócz tych wszystkich nieszczęść, Harry znalazł iskierkę radości jaką daje mu Ginny i nienarodzone jeszcze dziecko. Miała nadzieję, że nowa rodzina będzie dla niego wystarczającą rekompensatą za to, co go w życiu spotkało. W końcu zasługiwał na szczęście.
Spojrzała na Dracona, który z kamienną twarzą szedł u jej boku. Potem zerknęła na ich splecione dłonie i uśmiechnęła się. Ona mimo wszystko odnalazła szczęście, chociaż musiała zranić inną bliską jej osobę. Żałowała, że jej związek z Malfoyem rozpoczął się tak szybko, że nie powstrzymała się w porę i w ten sposób zniszczyła swoje małżeństwo. Zdała sobie sprawę, że nie zostanie w tej chwili wdową, chociaż wiele miesięcy temu pogodziła się z tą myślą. Ale teraz była szczęśliwa. Nie żałowała niczego, co było związane z Ronem, jednak nie ukrywała już tego, że nie była z nim szczęśliwa przez ostatnie miesiące. Chciała go zadowolić, mieć z nim dziecko. Zamiast tego zaczął się jej romans z Draconem.
Podziwiała Rona, że przez ten czas nie powiedział o niej żadnego złego słowa, chociaż miał do tego prawo. Nawet podczas dzisiejszego przyjęcia mógł zniszczyć jej reputację, ale zamiast tego widać było, że pogodził się z losem. W końcu to on ostatecznie podjął decyzję o zakończeniu ich małżeństwa zanim doszłoby do tragedii. Dokładnie jakby czuł, że to już koniec. Żałowała, że nie będzie mogła z nim być do końca. Teraz w jej życiu pojawił się Draco i gdyby nagle zostałaby z Weasleyem to zraniłabym tym mężczyznę. Malfoy na pewno zrozumiałby, co próbuje zrobić, ale on też miał swoje uczucia, chociaż nie chciał nigdy o nich mówić.
Usłyszała jak Draco zapukał trzykrotnie w białe drzwi i nacisnął klamkę. Przepuścił ją w drzwiach.
— Poczekam na zewnątrz — szepnął. — Nie chcę wam przeszkadzać.
Hermiona nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć, więc po prostu minęła go bez słowa i pozwoliła, aby zamknął za nią drzwi.
Kiedy znalazła się w małym, białym pomieszczeniu, jej nastrój uległ natychmiastowej zmianie. W ułamku sekundy postanowiła udawać, że wszystko jest w porządku. Nie chciała zawieść swoich przyjaciół, którzy aktualnie rozweselali leżącego Rona. Doskonale wiedziała, co starają się zrobić i niechętnie do nich dołączyła.
Przez piętnaście minut nie rozmawiali o niczym istotnym. Dopiero kiedy Potterowie opuścili pomieszczenie, pomiędzy dwójką przyjaciół zaległa cisza.
Każde z nich chciało coś powiedzieć, aby pocieszyć to drugie, ale w tej sytuacji żadne słowa nie były właściwe.
Ron cieszył się, że przyszła. Sama, bez swojego nowego towarzysza, chociaż z nim również chciał dzisiaj porozmawiać. Czuł się naprawdę słaby i wiedział, że w najbliższym czasie nie będzie mu dane spotkać się ze starymi przyjaciółmi. Magomedycy skutecznie mu to uniemożliwią i będą kazali wypoczywać. Tego obawiał się od dłuższego czasu: trafi do Świętego Munga, zostanie pozbawiony wolnej woli i już nie będzie mógł o niczym decydować. Z drugiej strony i tak nie mógł tego robić, ponieważ został pozbawiony jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje życie. Kiedy zostawił Hermionę, musiał poprosić Ginny, aby to ona podpisywała wszystkie dokumenty związane z jego leczeniem. Wcześniej robiła to Hermiona.
— Dziękuję, że przyszłaś. Chciałem cię jeszcze dzisiaj zobaczyć zanim podadzą mi te wszystkie paskudztwa. — Próbował się uśmiechnąć, ale kąciki jego ust tylko drgnęły. Jego twarz nie wyrażała niczego oprócz bezsilności i ogromnego bólu.
— Zastanawiałam się czy chcesz mnie widzieć. No wiesz, po tym wszystkim.
Mruknął, co chyba miało być prychnięciem.
— To nie ma znaczenia z kim teraz jesteś związana — wychrypiał. — Zawsze będziesz należeć do mnie, tak samo jak ty nigdy mnie nie zapomnisz. Kochasz mnie.
Pokiwała głową, a w jej oczach zalśniły łzy.
Miał rację. Kochała go i to nie miało się już nigdy zmienić. Ron był dla niej ważną osobą, jej pierwszą, wielką miłością, a tego nigdy sie nie zapomina. Może i była teraz z Malfoyem, ale jego nigdy nie pokocha tak mocno, przynajmniej tego była pewna. I miała wrażenie, że Ron również o tym wie.
— Ja ciebie również kocham, dlatego chcę, abyś była szczęśliwa i nie myślała o mnie, kiedy wrócisz dzisiaj do domu. Myślę również, że powinnaś go sprzedać.
— Nie ma mowy! — zaprzeczyła natychmiast Hermiona. — Spędziliśmy tam wiele wspaniałych chwil, ten dom jest pełen wspomnień, żyje tobą.
Westchnął.
— Spędziliśmy, Hermiono. Ten dom to tylko wspomnienia, które pozostaną w twoim sercu, nieważne, że nie będziesz się znajdowała w tym miejscu. Ale ten dom to również wiele niemiłych chwil, o których powinnaś zapomnieć. Nie chcę, aby on tam mieszkał. Wasze dzieci po nim biegały.
Po jej policzku spłynęła łza. Nie chciała opuszczać ich pierwszego domu. Kochała go, przywiązała się do tego miejsca. Jednak Ron miał rację. Tamten etap w jej życiu właśnie się zamyka i powinna przewrócić ostatnia kartkę, aby go zamknąć. Pozostanie tam nie byłoby również sprawiedliwe wobec samego mężczyzny.
— Nie sprzedam domu — wyszeptała. — Oddam go twoim rodzicom.
— Hermiono...
— Nie, Ron. Minęły trzy lata odkąd przestaliście się kontaktować. Zawiadomiłam ich, że się tutaj znajdujesz, więc jestem pewna, że zjawią się za niedługo. To niesprawiedliwe, że urwałeś z nimi kontakt tylko dlatego, że zachorowałeś. Oni nie zasługiwali na to i doskonale o tym wiesz. Twoja matka cię kocha, Artur dał ci poczucie, że należysz do rodziny. Nie powinieneś im tego odbierać.
Westchnął, chrapliwie.
— Masz rację. Wiesz, chciałbym jeszcze zamienić słowo z Malfoyem.
— Słyszałam, że dzisiaj rozmawialiście.
Pokiwał głową.
— Owszem, ale zapomniałem mu wspomnieć o jednej rzeczy. Mogłabyś go zawołać?
Uznała, że to koniec jej wizyty. Ona również powiedziała wszystko, co powinna. Nie przeprosiła go wprost, ale on na pewno wiedział, że chciała to zrobić. Po prostu nie potrafiła. Podeszła do jego łóżka i wtuliła się w jego chudą pierś. Szeptała mu gorączkowo słowa, które miały podnieść go na duchu, ale w rzeczywistości pocieszała sama siebie. Tak, zdała sobie sprawę, że była egoistką.
— Kocham cię, Ron. Zawsze będę
— Ja ciebie również, Hermiono. Dbaj o siebie.
Wyszła w pośpiechu. Kiedy zamknęła za sobą drzwi, poczuła jak łzy spływają po jej bladej twarzy. Spojrzała na Dracona, który stał niepewnie pod przeciwległą ścianą. Nie widział czy miał podejść, czy zostać tam gdzie był.
— On chce z tobą porozmawiać.

_______________________________
Rozdział niesprawdzony. Jeszcze.
Ponieważ mam tygodniowe opóźnienie, postanowiłam wrzucić go od razu. Ale obiecuje, że jeszcze sprawdzę wszystkie błędy gramatyczne, logiczne, itd. Mam wrażenie, że po tym rozdziale pojawiają się jeszcze dwa i epilog. Nagle dostałam weny! Jak na razie datę kolejnego postu zapisuje na za dwa tygodnie, ale jutro zabieram się za pisanie. Gdybym wymyśliła jeszcze coś, to powstaną dwa nowe plus epilog. Dobra, marudzę.
Nadal myślę czy warto rozpoczynać nowe Dramione. Co wy na to?


4 komentarze:

  1. Dlaczego ja tu jestem tak późno? :c O nie! Tak już nie będzie, dodaję Twojego blogaska po 'Polecanych' u mnie. Swoją drogą, nie wiem czemu wcześniej tego nie zrobiłam. Skleroza mnie bierze ._.
    Ale ja nie o tym chcę mówić!
    A o cudownym rozdziale, który wycisnął ze mnie łzy. Milion łez :C Chusteczek mi zabrakło. :P
    To, jak Hermiona wspominała Rona, kiedy byli w Hogwarcie.. Smutno mi jest.
    I ta ich ostatnia rozmowa. Kurcze blade, wzruszyłam się jak nie wiem. Moje kamienne serducho drgnęło i się poryczałam. :)
    Jej, Draco jest taki kochany, że jest z Hermioną w takich trudnych dla mniej chwilach, kiedy jest jej ciężko :>
    Jestem ciekawa jak będzie wyglądała rozmowa Rona z Draconem.
    I kurde nie wiem co napisać, bo tak sobie tu chlipię. Kataru się nabawiłam. Opsik! xD
    Rozdział jest cudowny, naprawdę genialny i cieszę się, że będą jeszcze dwa i dopiero epilog :)
    Jestem na to, jak na lato! :D Dramione w Twoim wykonaniu są takie cudowne, że pisz, pisz, pisz, a ja będę czytała, czytała, czytała :D
    I chyba tyle ;)
    droga-do-milosci.blogspot.com/

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dziękuję bardzo. Miło mi się zrobiło ^^

      Chciałam, aby rozdział był wzruszający i cieszę się, że mi się to w jakimś stopniu udało. Tak miało to wszystko wyglądać. Jakoś muszę pożegnać stąd Ronalda, a to jest najlepszy i najłatwiejszy. Nie pasuje mi, aby żył i patrzył na to wszystko, ale ze świadomością, że za jakiś czas i tak odejdzie. I to szybciej niż normalnie. Ta choroba wyniszcza.
      Draco Draconem. Niech sobie będzie słodki, ale to nie tłumaczy go z tego, co zrobił Ronowi.
      Teraz zaczęłam się wahać czy będą dwa i epilog czy jeden. Gapię się na kartkę w wordzie i ten beznadziejny kursor i mam trzy zdania. Jak napiszę coś sensownego to będą dwa. Jak nie - to jeden i epilog.

      Muszę się w końcu zabrać za twoje opowiadanie, ale jakoś nie mogę spędzić nad nim czasu. Ciągle mi go brakuje. Połączę się w końcu na czytelniku z internetem i go przeczytać. A co tam, niech stracę :))

      Usuń
  2. Aj rozdział piękny i taki smutny.
    Wielka szkoda że Ron umiera.
    Naprawdę bardzo żałuje, że może się tak stać.
    Ron nigdy nie był moim ulubieńcem ale ty sprawiłaś, że spojrzałam na niego łaskawszym okiem.
    Może nie od samego początku.
    Nie zawsze był dobry wobec Hermiony, ale wszystko w końcu się zmieniło.
    Jestem ciekawa jaki bedzie finał tej historii.
    Już nie mogę się doczekać tego wszystkiego co dalej pokażesz i czekam na ciąg dalszy.
    pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym chciała, aby Ron został, ale jak widać to jest nieuniknione. Po prostu nie chcę, aby się dłużej męczył - nie tylko przez chorobę, ale przez Hermionę, która jest z innym.
      Szczerze? Moim też nie.
      Finał? Taki jak wszyscy się spodziewają.

      Dzięki :)

      Usuń

Obserwatorzy