HERMIONA
Hermiona oparła się o
plastikowe krzesełko znajdujące się na szpitalnym korytarzu i znużona
przymknęła oczy. Była wykończona po dzisiejszym dniu. Wszystko spadło na nią
nagle: najpierw wyznanie prawdy Draconowi, przyjęcie, rozmowa z Ronem, a teraz
wypadek, który sprawił, że wraz z Potterami znalazła się w Mungu czekając na
jakąkolwiek wiadomość o swoim byłym mężu.
Usłyszała ciężkie kroki
i machinalnie otworzyła oczy, prostując się. W jej stronę zmierzał Harry z
dwoma steropianymi kubkami. Nawet z tej odległości potrafiła zobaczyć, że ich
zawartość paruję. Skrzywiła się, bo wiedziała, co znajdzie w środku.
Nienawidziła szpitalnej kawy. A Harry uważał, że ona pomoże jej się
zrelaksować. Miała wrażenie, że wcale jej nie znał.
Spojrzała krytycznie na
ciemny płyn w kubku i skrzywiła się czując zapach. Rzuciła szybkie spojrzenie
na przyjaciela i podziękowała mu. Napoju nie wzięła.
Harry również nic nie
powiedział i wręczył kawę swojej żonie, a z drugiego kubka upił mały łyk i sam
się skrzywił. Hermiona miała ochotę zaśmiać się z jego reakcji albo chociaż o
szturchnąć, ale nie znalazła w sobie tyle siły, aby to zrobić. Ponownie
przymknęła powieki i pogrążyła się w nieustającej ciszy. Jak dotąd żadnej
magomedyk jej nie przerwał, więc nie wiedziała co się dzieje z Ronem – jak
zareagował na leczenie, które właśnie przechodził. Chociaż szczerze mówiąc nie
miała już żadnych nadziei. Żadne leczenie nie przywróci Ronaldowi zdrowia, nie
zwróci straconych lat. Mógł on ewentualnie przedłużyć jego życie w taki sposób,
że z bólu cierpiał by coraz bardziej aż do chwili, gdy nagle jego serce się
zatrzyma.
Zacisnęła usta. Nie
potrafiła myśleć, że Ronalda wkrótce zabraknie między nimi. Mieli tyle
wspólnych wspomnień i przygód odkąd skończyli jedenaście lat.
Pamiętała jak uratował
ją przed trollem w łazience dla dziewcząt podczas uczty. Jak poświęcił się dla
niej w grze w szachy, kiedy szli po kamień filozoficzny. Jak w drugiej klasie
razem z Harrym wybrał się do Komnaty Tajemnic, aby zmierzyć się z Bazyliszkiem.
Nie wiedziała wtedy, czy naprawdę to zrobią, ale miała nadzieję, że wskazówka,
którą im zostawiła skłoni ich do tego. Pamiętała również jak w trzeciej klasie
ciągle się kłócili i wtedy miała przed nim tajemnice, którą do tej pory mu nie
zdradziła. Miała nadzieję, że Harry również trzymał język za zębami. Czwarta
klasa była dla nich przygnębiająca, ze względu na Pottera, który brał udział w
Turnieju Trójmagicznym i chłopcy ciągle się kłócili. Natomiast w piątek klasie
zaczęli wspólnie działać w Gwardii Dumbledore'a i ostatecznie udali się do
Departamentu Tajemnic. Do tej pory nie może uwierzyć, że się tam znaleźli i
przeżyli. A szóstej klasie zrozumiała swoje uczucia do niego, ale on kompletnie
to ignorował albo nie chciał o tym wiedzieć. A siódma klasa...? Cóż, jej nie
było. Wiele tygodni spędzili w starej kwaterze Zakonu Feniksa obmyślając plan,
co zrobić dalej. Po wizycie w Ministerstwie Magii musieli opuścić bezpieczną
kryjówkę i mieszkać w lesie. Nienawidziła tego okresu życia głównie ze względu
na to, że Ron miał ranę po rozszczepieniu, wszyscy byli na siebie źli z powodu
takiego rozwiązania, a w niedługim czasie potem Ron ich opuścił. Pamiętała jego
powrót, podróż go Hogwartu. I pierwszy pocałunek.
— Hermiono, Draco
przyszedł — usłyszała głos swojego przyjaciela. Otworzyła gwałtownie oczy i
odgoniła od siebie wizję pocałunków z Ronaldem.
Draco Malfoy stał przed
nią, ubrany w dżinsy, koszulę. Miał również roztrzepane włosy, więc szybko
domyśliła się, że przyjęcie dobiegło końca, a on w pośpiechu zdążył wszystko
załatwić. Próbowała się do niego uśmiechnąć, ale wyszedł jej nic nie znaczący
grymas. Natomiast on złapał ją za rękę i podciągnął do góry, aby po chwili
przytulić. Nie potrzebował nic więcej mówić. Był w szpitalu dla Hermiony, nie
dla Weasleya, który tak naprawdę nic dla niego nie znaczył. Wiedział, że jeżeli
Ronowi coś by się stało, Hermiona nie
chciałaby się z tym pogodzić i wolał być przy niej, aby nie zamknęła się w
sobie.
— Dziękuję.
To mu w zupełności
wystarczyło.
— Macie jakieś wieści?
— zapytał. Hermiona pokręciła przecząco głową i opadła na plastikowe krzesełko.
DRACO
Draco spojrzał na nią
ze współczuciem. Doskonale wiedział w jakiej sytuacji znajduje się Hermiona,
przecież parę lat temu sam zajmował miejsce na tym korytarzu czekając na jakąkolwiek
wiadomość. Teraz jak się okazało, czekał na wiadomość o stanie zdrowia
kompletnie obcej mu osobie.
Złapał Hermionę za rękę i delikatnie ją
ścisnął. Spojrzała na niego wzrokiem bez wyrazu. Była przygnębiona, dodatkowo
zdezorientowana. Trudno jest siedzieć bezczynnie, kiedy losy bliskiej osoby
warzą się niedaleko.
Draco pragnął ją pocieszyć, ale w tej
chwili na nic by się to zdało. Westchnął po prostu i odwrócił się, aby spojrzeć
na Potterów. Oni również wyglądali na przestraszonych, miny mieli pełne
napięcia. Nic dziwnego. Weasley jest dla nich bliską osobą. Zdziwił się, że nie
było nigdzie widać reszty rodziny Rona. Zapamiętał Molly Weasley jako kobietę,
która kocha swoje dzieci nad życie i poświęca dla nich każdą minutę. Natomiast
teraz jej tutaj nie było. Chciał dowiedzieć się, dlaczego, ale nie chciał
wytrącać kobiety z równowagi.
Na końcu korytarza
otworzyły się szklane drzwi i wyszedł stamtąd podstarzały czarodziej, w
długiej, czarnej szacie z miną, która nie wróżyła nic dobrego. Wskazał mężczyznę
i widząc, że nikt nie kwapi się, aby wstać i zamienić z nim słowo, sam to
zrobił.
Draco zbliżył się do
mężczyzny w pośpiechu wyciągając w jego stronę dłoń. Miał nadzieję, że
magomedyk nie uzna tego za spoufalanie się.
— Czy coś wiadomo?
Wcale się nie
spodziewał, że usłyszy odpowiedź. Nie był nikim z rodziny, a więc przekazywanie
mu takich informacji wcale nie było konieczne. Wiedział jednak, że ani
Potterowie, ani Hermiona nie podniosą się z miejsca, aby to zrobić.
— Przeprowadziliśmy
wszystkie potrzebne badania, ale w jego stanie nawet magia nie pomoże.
Przepraszam, kim pan jest?
— Draco Malfoy,
przyjaciel Ronalda Weasleya.
Wypowiedział te słowa z
trudem. Wcale nie był przyjacielem Weasleya. Nie po tym, co robił mu w szkole,
jak obrażał jego rodzinę i nieustannie szydził z ich stanu majątkowego. A po
wielu latach odebrał mu żonę, doskonale wiedząc, że go to zrani. Dopiero teraz
Draco zrozumiał, że popełnił wiele błędów w swoim życiu, ale zdawał sobie
sprawę, że nie będzie w stanie ich prędko naprawić. To, co wyprawiał za czasów
młodości nigdy już nie miało do niego wrócić. Hogwart wspomina jako okres,
którego nienawidził w całym swoim życiu. Spędził w zamku całe swoje dzieciństwo
i choć znajdował się daleko od rodzinnego dworku, wcale nie czuł się tam
bezpiecznie. Doskonale wiedział, że jego ojciec w każdej chwili może przybyć do
zamku i nic nie będzie go powstrzymywało - Lucjusza nie interesowało to, że na
jego czyny będą patrzyły się gromady uczniów. Draco pamiętał jak wielokrotnie
ojciec przychodził do jego pokoju, aby wymierzyć mu karę, na którą nie
zasługiwał. Kiedy Voldemort się odrodził, to wcale nie było lepiej. Stanął po
stronie Czarnego Pana, bo mu kazano. Nie miał wielkiego wyboru. Nie mniej
jednak wtedy pogodził się z losem i bez szemrania wykonywał wszystkie zadania.
Nie, jednego nie wykonał, za co cała jego rodzina przypłaciła zdrowiem i
szacunkiem. Czarny Pan momentalnie przestał im ufać i uczynił ich zwykłymi
sługami, panoszył się po całym domu jakby był jego, karał służbę, zabijał
skrzaty domowe i wszystko, co stanęło mu na drodze.
— Panie Malfoy? Pański
przyjaciel nie czuje się zbyt wiele, obawiam się, że nie zostało mu już wiele
czasu. Jeżeli Pan, i pańscy towarzysze chcecie go odwiedzić, to zróbcie to
teraz, zanim podamy mu eliksir Słodkiego Snu. Pan Weasley musi teraz wypocząć
po tak silnym ataku, stracił zbyt wiele krwi.
Draco pokiwał
cierpliwie głową, odganiając od siebie wspomnienia sprzed lat. Żałował tego, co
robił za każdym razem jak spojrzał na ludzi, których skrzywdził. Carmen pomogła
mu zrozumieć, że świat nie jest taki zły jak mu się wydawało. Nigdy nie
powiedział swojej żonie, że torturował niewinnych ludzi, a raz usiłował zabić
człowieka. Nie, to nie było jej do niczego potrzebne, chociaż wiedział, że
przez to ją okłamywał.
— Proszę pana —
ponaglił magomedyk.
Malfoy odsunął się od
mężczyzny i podszedł do Pottera. Pokrótce opowiedział mu, co się działo z
Ronaldem, wyjaśnił, że za parę minut zostanie mu podany eliksir i nikt nie
będzie w stanie zamienić z nim żadnego słowa. Wyjaśnił mu również, że czas
Weasleya się kończy i że choroba weszła w zaawansowane stadium. Nic dziwnego,
Ron chorował od dłuższego czasu, a choroba postępowała w zastraszającym tempie.
Po tym jak został zarażony, powinien mieć przed sobą perspektywę co najmniej
dwudziestu lat życia, a stało się całkiem inaczej. Wystarczyły cztery, aby
ostatecznie przegrał walkę i poddał się chorobie. A teraz całkowicie zabrakło
mu sił. To był jego koniec.
— Chciałabyś z nim
porozmawiać, Hermiono? — zwrócił się do kobiety, kiedy Potter wraz z żoną
odeszli w głąb korytarza. — Uzdrowiciel powiedział...
— ...że nie zostało mu
wiele czasu. Wiem, Draco. Słyszałam całą waszą rozmowę, nie jestem głucha.
Mężczyzna pokiwał głową
ze zrozumieniem i zajął ponownie miejsce obok ukochanej.
— To w takim razie
powinnaś wiedzieć, że możesz już nie mieć możliwości na szczerą rozmowę z nim.
Powinnaś wstać i pójść tam z Potterami, aby chociaż pożegnać się i wrócić tutaj
jutro, pojutrze.
— On nie przeżyje tej
nocy, Draco — wyszeptała. — Boję się tam iść, bo wiem, że już więcej go nie
zobaczę. Nie chcę z nim rozmawiać o tym, co się stanie. Po prostu nie potrafię
tego zrobić. On nadal jest mi bliski i nigdy go nie zapomnę, nie chcę wierzyć,
że to pożegnanie. Rozmawiałam z nim dzisiaj, parę godzin temu. I wiesz co mi
powiedział? Że cieszy się, że jestem szczęśliwa, nawet jeżeli to jesteś ty. I
że niczego nie żałuje, co było między nami, że chciał odejść już wcześniej,
abym nie patrzyła jak umiera. To zabolało. Ron jest dla mnie bardzo ważny i
kiedy pomyślę, że miałabym tam wejść i udawać, że wszystko będzie dobrze, jest
mi źle. Znam go na tyle, aby wiedzieć, że nie przeżyje tej nocy. Nie pytaj mnie
skąd, po prostu wiem. On już dawno sie poddał i przestał walczyć. Woli umrzeć
niż sprawiać nam przykrość. Myśli, że tak będzie dla nas wszystkich lepiej: dla
mnie, dla Ginny, jego rodziców, George'a, Billa, Charlie'go, Percy'ego.
— Hermiono, przestań.
Nie chcesz go odwiedzić, pożegnać się, ja to wszystko rozumiem. Ale wiem też,
że potem będziesz tego żałowała z całego serca, kiedy staniesz nad jego grobem
z garścią piachu w dłoni. Pomyślisz wtedy, że zmarnowałaś jedyną szansę, aby
powiedzieć mu, co czujesz w związku z tą całą sytuacją. Wiem, że dzisiaj z nim
rozmawiałaś - nie tylko ty to zrobiłaś. Każde z nas miało z nim sprawę,
niedokończoną sprawę i właśnie dzisiaj podczas przyjęcia musieliśmy wszystko
zakończyć. Ron wie, że się tobą zajmę i że będziesz przy mnie zawsze
bezpieczna. Zaufał mi, bo jest inteligenty i widzi rzeczy, których do tej pory
nie widziałem.
— Co chcesz przez to
powiedzieć?
— W tej chwili jest to
nieistotne. Powinnaś wstać, pójść do niego zanim będzie za późno. Zrób to,
jeżeli nie dla siebie, to dla niego.
Pokiwała w milczeniu
głową i podniosła się z plastikowego krzesła. Spojrzała na niego i wyciągnęła
dłoń.
— Chodź ze mną. Ty
również powinieneś powiedzieć mu ostatnie słowo.
Bez słowa wstał i
skierował się w z kobietą w stronę pojedynczych drzwi, za którymi znajdował się
Ronald Weasley.
HERMIONA
Idąc do pokoju Rona
zastanawiała się, co mu powie. W jednej chwili nie miała pojęcia jak rozpocząć
rozmowę, aby nie zdradzić, że to koniec ich wspólnej przygody. Że z trójki
przyjaciół pozostanie tylko dwójka. Zastanawiała się jak to wszystko znosi
Harry, który od jakiegoś czasu nie okazywał żadnych uczuć z tym związanych.
Wydawało jej się, że Potter jest człowiekiem ze stali, który przeszedł już
tyle, pożegnał wielu wspaniałych ludzi, którzy umarli za niego. Nigdy nie
poznał swoich rodziców, a wkrótce przyjdzie mu stracić najlepszego przyjaciela.
Hermiona cieszyła się, że oprócz tych wszystkich nieszczęść, Harry znalazł
iskierkę radości jaką daje mu Ginny i nienarodzone jeszcze dziecko. Miała
nadzieję, że nowa rodzina będzie dla niego wystarczającą rekompensatą za to, co
go w życiu spotkało. W końcu zasługiwał na szczęście.
Spojrzała na Dracona,
który z kamienną twarzą szedł u jej boku. Potem zerknęła na ich splecione dłonie
i uśmiechnęła się. Ona mimo wszystko odnalazła szczęście, chociaż musiała
zranić inną bliską jej osobę. Żałowała, że jej związek z Malfoyem rozpoczął się
tak szybko, że nie powstrzymała się w porę i w ten sposób zniszczyła swoje
małżeństwo. Zdała sobie sprawę, że nie zostanie w tej chwili wdową, chociaż
wiele miesięcy temu pogodziła się z tą myślą. Ale teraz była szczęśliwa. Nie
żałowała niczego, co było związane z Ronem, jednak nie ukrywała już tego, że
nie była z nim szczęśliwa przez ostatnie miesiące. Chciała go zadowolić, mieć z
nim dziecko. Zamiast tego zaczął się jej romans z Draconem.
Podziwiała Rona, że
przez ten czas nie powiedział o niej żadnego złego słowa, chociaż miał do tego
prawo. Nawet podczas dzisiejszego przyjęcia mógł zniszczyć jej reputację, ale
zamiast tego widać było, że pogodził się z losem. W końcu to on ostatecznie
podjął decyzję o zakończeniu ich małżeństwa zanim doszłoby do tragedii. Dokładnie
jakby czuł, że to już koniec. Żałowała, że nie będzie mogła z nim być do końca.
Teraz w jej życiu pojawił się Draco i gdyby nagle zostałaby z Weasleyem to
zraniłabym tym mężczyznę. Malfoy na pewno zrozumiałby, co próbuje zrobić, ale
on też miał swoje uczucia, chociaż nie chciał nigdy o nich mówić.
Usłyszała jak Draco
zapukał trzykrotnie w białe drzwi i nacisnął klamkę. Przepuścił ją w drzwiach.
— Poczekam na zewnątrz
— szepnął. — Nie chcę wam przeszkadzać.
Hermiona nie wiedziała,
co ma mu odpowiedzieć, więc po prostu minęła go bez słowa i pozwoliła, aby
zamknął za nią drzwi.
Kiedy znalazła się w
małym, białym pomieszczeniu, jej nastrój uległ natychmiastowej zmianie. W
ułamku sekundy postanowiła udawać, że wszystko jest w porządku. Nie chciała
zawieść swoich przyjaciół, którzy aktualnie rozweselali leżącego Rona.
Doskonale wiedziała, co starają się zrobić i niechętnie do nich dołączyła.
Przez piętnaście minut
nie rozmawiali o niczym istotnym. Dopiero kiedy Potterowie opuścili
pomieszczenie, pomiędzy dwójką przyjaciół zaległa cisza.
Każde z nich chciało
coś powiedzieć, aby pocieszyć to drugie, ale w tej sytuacji żadne słowa nie
były właściwe.
Ron cieszył się, że
przyszła. Sama, bez swojego nowego towarzysza, chociaż z nim również chciał
dzisiaj porozmawiać. Czuł się naprawdę słaby i wiedział, że w najbliższym
czasie nie będzie mu dane spotkać się ze starymi przyjaciółmi. Magomedycy
skutecznie mu to uniemożliwią i będą kazali wypoczywać. Tego obawiał się od
dłuższego czasu: trafi do Świętego Munga, zostanie pozbawiony wolnej woli i już
nie będzie mógł o niczym decydować. Z drugiej strony i tak nie mógł tego robić,
ponieważ został pozbawiony jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje życie.
Kiedy zostawił Hermionę, musiał poprosić Ginny, aby to ona podpisywała
wszystkie dokumenty związane z jego leczeniem. Wcześniej robiła to Hermiona.
— Dziękuję, że
przyszłaś. Chciałem cię jeszcze dzisiaj zobaczyć zanim podadzą mi te wszystkie
paskudztwa. — Próbował się uśmiechnąć, ale kąciki jego ust tylko drgnęły. Jego
twarz nie wyrażała niczego oprócz bezsilności i ogromnego bólu.
— Zastanawiałam się czy
chcesz mnie widzieć. No wiesz, po tym wszystkim.
Mruknął, co chyba miało
być prychnięciem.
— To nie ma znaczenia z
kim teraz jesteś związana — wychrypiał. — Zawsze będziesz należeć do mnie, tak
samo jak ty nigdy mnie nie zapomnisz. Kochasz mnie.
Pokiwała głową, a w jej
oczach zalśniły łzy.
Miał rację. Kochała go
i to nie miało się już nigdy zmienić. Ron był dla niej ważną osobą, jej
pierwszą, wielką miłością, a tego nigdy sie nie zapomina. Może i była teraz z
Malfoyem, ale jego nigdy nie pokocha tak mocno, przynajmniej tego była pewna. I
miała wrażenie, że Ron również o tym wie.
— Ja ciebie również
kocham, dlatego chcę, abyś była szczęśliwa i nie myślała o mnie, kiedy wrócisz
dzisiaj do domu. Myślę również, że powinnaś go sprzedać.
— Nie ma mowy! —
zaprzeczyła natychmiast Hermiona. — Spędziliśmy tam wiele wspaniałych chwil,
ten dom jest pełen wspomnień, żyje tobą.
Westchnął.
— Spędziliśmy,
Hermiono. Ten dom to tylko wspomnienia, które pozostaną w twoim sercu,
nieważne, że nie będziesz się znajdowała w tym miejscu. Ale ten dom to również
wiele niemiłych chwil, o których powinnaś zapomnieć. Nie chcę, aby on tam
mieszkał. Wasze dzieci po nim biegały.
Po jej policzku
spłynęła łza. Nie chciała opuszczać ich pierwszego domu. Kochała go,
przywiązała się do tego miejsca. Jednak Ron miał rację. Tamten etap w jej życiu
właśnie się zamyka i powinna przewrócić ostatnia kartkę, aby go zamknąć.
Pozostanie tam nie byłoby również sprawiedliwe wobec samego mężczyzny.
— Nie sprzedam domu —
wyszeptała. — Oddam go twoim rodzicom.
— Hermiono...
— Nie, Ron. Minęły trzy
lata odkąd przestaliście się kontaktować. Zawiadomiłam ich, że się tutaj
znajdujesz, więc jestem pewna, że zjawią się za niedługo. To niesprawiedliwe,
że urwałeś z nimi kontakt tylko dlatego, że zachorowałeś. Oni nie zasługiwali
na to i doskonale o tym wiesz. Twoja matka cię kocha, Artur dał ci poczucie, że
należysz do rodziny. Nie powinieneś im tego odbierać.
Westchnął, chrapliwie.
— Masz rację. Wiesz,
chciałbym jeszcze zamienić słowo z Malfoyem.
— Słyszałam, że dzisiaj
rozmawialiście.
Pokiwał głową.
— Owszem, ale
zapomniałem mu wspomnieć o jednej rzeczy. Mogłabyś go zawołać?
Uznała, że to koniec
jej wizyty. Ona również powiedziała wszystko, co powinna. Nie przeprosiła go
wprost, ale on na pewno wiedział, że chciała to zrobić. Po prostu nie
potrafiła. Podeszła do jego łóżka i wtuliła się w jego chudą pierś. Szeptała mu
gorączkowo słowa, które miały podnieść go na duchu, ale w rzeczywistości
pocieszała sama siebie. Tak, zdała sobie sprawę, że była egoistką.
— Kocham cię, Ron.
Zawsze będę
— Ja ciebie również,
Hermiono. Dbaj o siebie.
Wyszła w pośpiechu.
Kiedy zamknęła za sobą drzwi, poczuła jak łzy spływają po jej bladej twarzy.
Spojrzała na Dracona, który stał niepewnie pod przeciwległą ścianą. Nie widział
czy miał podejść, czy zostać tam gdzie był.
— On chce z tobą
porozmawiać.
_______________________________
Rozdział niesprawdzony.
Jeszcze.
Ponieważ mam tygodniowe
opóźnienie, postanowiłam wrzucić go od razu. Ale obiecuje, że jeszcze sprawdzę
wszystkie błędy gramatyczne, logiczne, itd. Mam wrażenie, że po tym rozdziale
pojawiają się jeszcze dwa i epilog. Nagle dostałam weny! Jak na razie datę
kolejnego postu zapisuje na za dwa tygodnie, ale jutro zabieram się za pisanie.
Gdybym wymyśliła jeszcze coś, to powstaną dwa nowe plus epilog. Dobra, marudzę.
Nadal myślę czy warto
rozpoczynać nowe Dramione. Co wy na to?
Dlaczego ja tu jestem tak późno? :c O nie! Tak już nie będzie, dodaję Twojego blogaska po 'Polecanych' u mnie. Swoją drogą, nie wiem czemu wcześniej tego nie zrobiłam. Skleroza mnie bierze ._.
OdpowiedzUsuńAle ja nie o tym chcę mówić!
A o cudownym rozdziale, który wycisnął ze mnie łzy. Milion łez :C Chusteczek mi zabrakło. :P
To, jak Hermiona wspominała Rona, kiedy byli w Hogwarcie.. Smutno mi jest.
I ta ich ostatnia rozmowa. Kurcze blade, wzruszyłam się jak nie wiem. Moje kamienne serducho drgnęło i się poryczałam. :)
Jej, Draco jest taki kochany, że jest z Hermioną w takich trudnych dla mniej chwilach, kiedy jest jej ciężko :>
Jestem ciekawa jak będzie wyglądała rozmowa Rona z Draconem.
I kurde nie wiem co napisać, bo tak sobie tu chlipię. Kataru się nabawiłam. Opsik! xD
Rozdział jest cudowny, naprawdę genialny i cieszę się, że będą jeszcze dwa i dopiero epilog :)
Jestem na to, jak na lato! :D Dramione w Twoim wykonaniu są takie cudowne, że pisz, pisz, pisz, a ja będę czytała, czytała, czytała :D
I chyba tyle ;)
droga-do-milosci.blogspot.com/
Pozdrawiam M.
O, dziękuję bardzo. Miło mi się zrobiło ^^
UsuńChciałam, aby rozdział był wzruszający i cieszę się, że mi się to w jakimś stopniu udało. Tak miało to wszystko wyglądać. Jakoś muszę pożegnać stąd Ronalda, a to jest najlepszy i najłatwiejszy. Nie pasuje mi, aby żył i patrzył na to wszystko, ale ze świadomością, że za jakiś czas i tak odejdzie. I to szybciej niż normalnie. Ta choroba wyniszcza.
Draco Draconem. Niech sobie będzie słodki, ale to nie tłumaczy go z tego, co zrobił Ronowi.
Teraz zaczęłam się wahać czy będą dwa i epilog czy jeden. Gapię się na kartkę w wordzie i ten beznadziejny kursor i mam trzy zdania. Jak napiszę coś sensownego to będą dwa. Jak nie - to jeden i epilog.
Muszę się w końcu zabrać za twoje opowiadanie, ale jakoś nie mogę spędzić nad nim czasu. Ciągle mi go brakuje. Połączę się w końcu na czytelniku z internetem i go przeczytać. A co tam, niech stracę :))
Aj rozdział piękny i taki smutny.
OdpowiedzUsuńWielka szkoda że Ron umiera.
Naprawdę bardzo żałuje, że może się tak stać.
Ron nigdy nie był moim ulubieńcem ale ty sprawiłaś, że spojrzałam na niego łaskawszym okiem.
Może nie od samego początku.
Nie zawsze był dobry wobec Hermiony, ale wszystko w końcu się zmieniło.
Jestem ciekawa jaki bedzie finał tej historii.
Już nie mogę się doczekać tego wszystkiego co dalej pokażesz i czekam na ciąg dalszy.
pozdrawiam serdecznie.
Też bym chciała, aby Ron został, ale jak widać to jest nieuniknione. Po prostu nie chcę, aby się dłużej męczył - nie tylko przez chorobę, ale przez Hermionę, która jest z innym.
UsuńSzczerze? Moim też nie.
Finał? Taki jak wszyscy się spodziewają.
Dzięki :)